środa, 18 grudnia 2013

Dusza Wyroczni-VIII-Zstąp na ziemie, boski piorunie Cyrusie!


Zstąp na ziemie, boski piorunie Cyrusie!

Cała zebrana trójka patrzyła na siebie wilkiem. Powrót drugiego filaru musiał coś znaczyć. Wampir bez powodu nie opuszczał by swojej twierdzy w Rosji.
Izabela patrzyła na dawnego przyjaciela nie przychylnym wzrokiem. Miała mu ochotę wygarnąć tyle rzeczy jak i również przytulić i powitać powrotem. Na wieść o śmierci wyroczni. Filary przeżyły szok. Z chwili na chwile straciły wszystkie swoje przywileje stając się zupełnie niepotrzebne dla bogów, bo po co strażnicy, jak nie ma kogo bronić. Właśnie to było powodem dla którego filary się rozdzieliły. Nieważne jakie wiązały ich relacje. Skłóceni poszli w swoją stronę, każdy w inną nie oglądając się na innymi
-Cóż… -Zaczął wampir-Miło was widzieć po…- Zastanowił się chwile
-Trzystu czterdziestu dwóch latach-Dokończył Adrian wyraźnie niezadowolony z faktu, że przebywa w tym pomieszczeniu razem z tym osobnikiem
-Ależ ten czas leci!- Udał wzruszonego siadając na krześle
-Dlaczego tu jesteś?- Zapytała Izabela
Mężczyzna uniósł jedną brew wyraźnie zdziwiony-Chyba z tego powodu co wy, prawda?- Zapytał ostrożnie-Przybyłem tu by znów służyć wyroczni-Odparł dumnie
-Słucham?- Zapytała niedowierzając – Zdradziłeś ją jako jeden z pierwszych, a teraz wracasz z podkulonym ogonem? Valentine jesteś śmieszny-Westchnęła- Ale cóż to nie ja będę decydować o twoim losie tylko wyrocznia. Zresztą idziemy do niej jutro, więc się zobaczy
Wampir wyglądał na porządnie zdziwionego. Zmarszczył analizując słowa Izabeli. Według jego przekonania. Znalazł wyrocznie i ta stoi teraz za nim. Jednak Izabela i Adrian mówią coś zupełnie innego. Według nich wyrocznia jest zupełnie inną osobą z którą spotkają się jutro. Nie pasowało mu tu wszystko, przecież te słowa. Słowa, które znała tylko wyrocznia. On je wypowiedział. To musi być znak
-W takim razie pójdę z wami i zobaczę-Uśmiechnął się
Alan w ogóle nie wiedział o czym mówią ludzie zebrani wokoło niego. Bo niby skąd miał wiedzieć. Nie był częścią ich historii. Tak przynajmniej mu się wydawało. Przez ten czas jak byli sami w domu. Valentin mówił do niego nie po imieniu. Używał właśnie słowa „Wyrocznia” ale teraz jakby przyznał się do własnego błędu. Nic mu nie pasowało. Wiedział, że dzieje się coś ważnego, ale nie rozumiał co. Żeby się tego dowiedzieć musiał zabrać głos i przerwać trwającą dyskusje
Wziął głęboki oddech-Wytłumaczy mi ktoś co tu się dzieje?- Zapytał patrząc po ludziach w pokoju
Wszyscy spojrzeli na niego zdziwieni. Najpewniej nie spodziewali się takiej reakcji chłopaka. Dotychczas ten, który w ogóle się nie wtrącał. Teraz zabiera głos i pyta się co się dzieje. Ich zdziwienie mogło wynikać również z faktu, iż całkowicie zapomnieli o jego istnieniu i zajęli się własnymi sprawami.
Alan stał z rękoma skrzyżowanymi na piersi oczekując choćby najmniejszej informacji. Chce się dowiedzieć kim jest ta wyrocznia o którą jest tyle szumu. Zdaje się, że jest kimś ważnym, a skoro jest ważna to ktoś jej powinien pilnować, prawda? Powinien, ale chyba nie w tym przypadku.
Może są jakąś sektą, której guru nawiał. To by było najlogiczniejsze wyjście. Tylko pozostawała sprawa Valentina człowieka, którego oczy potrafią przypominać żarzące się węgle, a zdolności są wręcz jak z książki. Żeby z Rosji dotrzeć tutaj w takim czasie nie używając żadnych Środków transportu?
Gdy byli jeszcze w zamku. Lord zasłonił Alanowi oczy, ale tylko na chwile, gdy jednak chłopak już nie miał przed oczami ręki mężczyzny. Zorientował się, że jest u siebie w salonie. Co było nieprawdopodobne. Wypytywał jak to się stało, ale niestety Valentine był nieugięty i nie uchylił nawet rąbka tajemnicy jaką skrywa
-No słucham? Znajdujemy się w moim domu, więc należą mi się jakieś wyjaśnienia, prawda?- Ponaglił ich
Cała trójka spojrzała po sobie. Wiedzieli, że być może chłopka nie uwierzy w prawdę, ale zaryzykować zawsze można, prawda?
Tak więc Adrian zabrał głos opowiadając co się dzieje. Kim jest wyrocznia. Jak to myślał, że to właśnie Alan nią jest, przez ten incydent z rysunkami. Twarz chłopaka nadal pozostawiała wiele pytań. Nie wyrażał zdenerwowania. Również nie mówiła, iż niedowierza słowom Adriana. Jednak to było coś dziwnego. Nawet, gdy skrócona o pewne fragmenty opowieść zakończyła się. Nadal nic nie mówił, za to ze zmarszczonymi brwiami patrzył po towarzyszach
Adrian wyglądał na niepewnego, czy chłopak zaraz nie zacznie ich wyzywać od kłamców. Izabela wyglądała jakby była gotowa na to, że chłopak uwierzy i zacznie panikować, za to Valentine myślał nad czymś intensywnie. Kompletnie ignorując świat wokół niego. Pewnie dla niego Alan mógł teraz nawet uciec z domu, a on i tak by się nie ruszył
Chłopak wreszcie zmienił wyraz twarzy i westchnął. Jeszcze raz popatrzył po towarzyszach- Mam uwierzyć, że wszyscy macie ponad dwieście lat? I w to, że służycie wyroczni, która została wam zabrana, przez jakiś bogów?
-Jeżeli chcesz żyć nie okłamując się to, tak-Powiedział spokojnie Adrian
-Ostatnio zdarzyło mi się sporo naprawdę dziwnych rzeczy, więc niestety jestem skłonny uwierzyć
-Naprawdę?- Zapytał zdziwiony na co Alan tylko skinął głową-Super! Zobaczysz, że Wyrocznia to wspaniała osoba, na pewno przyjmie cie do swoich filarów-Powiedział podekscytowany
-Z tego co mówiłeś filarami są istoty nadnaturalne, mam racje?- Zapytał lekko zdziwiony
-Tak, tak, ale ty też nie jesteś znowu taki normalny-Powiedział szczerząc się
-Dzięki-Mruknął krzyżując ręce na piersi
-Nie o to mi chodziło!- Poprawił się szybko-Przecież możesz widzieć wspomnienia-Zastanowił się chwile-W każdym razie to co działo się kiedyś, prawda?
-Załóżmy-Powiedział niechętnie
-Załóżmy?! Alan posiadasz bardzo silną umiejętność-Powiedział lekko zdenerwowany postawą chłopaka
-To prawda, Alan-Wtrąciła się Izabela- Wyrocznia mawiała, że wspomnienia są kluczem do zwycięstwa. Dzięki nim możesz odnaleźć słabość przeciwnika i uderzyć w jego czuły punkt-Powiedziała uśmiechając się lekko
-Lepiej ich posłuchał-Powiedział nagle Valentine- Sam widziałeś co się ze mną stało, kiedy chciałeś się przede mną obronić-Podszedł do chłopaka swojego rozmówcy- Gdy masz taką okazję. Radzę ci skorzystaj z niej-Powiedział unosząc lekko kącik ust. Zwrócił swój wzrok w stronę Izabeli- Kiedy mamy spotkać się z wyrocznią?
-Jutro-Odpowiedziała bez namysłu
Ich rozmowa właśnie na tym się skończyła. Na powiadomieniu Valentina o terminie spotkania. Po tym wampir jakby nigdy nic opuścił dom nie siląc się nawet na jakiekolwiek pożegnanie.
Natomiast Adrian, Alan i Izabela rozmawiali dość. Chłopak chciał się czegoś dowiedzieć o Wyroczni. Również pragnął poznać ich historie. Przyjaciele odpowiadali na każde zadane pytanie. Niczego się nie wstydzili. Ich historia nie miała w sobie nic czego można by się wstydzić. Przynajmniej oni tak uważali
***
Wiele osób odwiedzających to miejsce chciałoby cofnąć czas i wrócić do chwil w których ważne dla nich osoby jeszcze żyły. Niestety nikt po za bogami nie ma prawa ingerować w przeszłość. Dlatego też trzeba pogodzić się ze stratą i żyć dalej. Mając nadzieje na ponowne spotkanie po drugiej stronie, ale przedtem trzeba jeszcze spełnić wyznaczone przez życie zadania.
Na cmentarz właśnie wkroczyły dwie kobiety. Na ich twarzach malował się strach, ale nie z powodu miejsca do jakiego przyszli. Coś przedtem musiało sprawić, iż zmuszone były jak najszybciej uciekać i desperacko szukać pomocy w takim miejscu
Wiedziały czego szukają, a raczej kogo. Były pewne, że to właśnie tutaj się znajduje. W miejscu, gdzie spoczywa dla niego najważniejsza osoba. Ważniejsza od samych bogów
Przemierzały kolejne alejki mijając groby z przeróżnymi nazwiskami. Jednak wszystko wskazywało na to, że są same na pustym cmentarzu. Już zaczynały wątpić, kiedy zobaczyły mężczyznę od którego pragną ratunku
Biegły z całych sił w nogach. Wierzyły, że przy nim będą bezpieczniejsze. Wszak w grupie siła, prawda? A ktoś kto służy samej śmierci musi być potężnym sprzymierzeńcem
-Matthias!- Zawołała jedna z kobiet, gdy były już prawie przy nim
Mężczyzna uniósł wzrok z nad marmurowego nagrobka i spojrzał na biegnące w jego stronę istoty. Nie było widać czy jest zadowolony z tego widoku. Jego twarz przysłaniała żelazna maska z wyrytymi smugami na policzkach
Znał te osoby. Nawet dobrze. Swego czasu chodził tylko z nimi. Byli bardzo dobrymi przyjaciółmi. Jednak coś się między nimi zepsuło. Po śmierci jego ukochanej nic już nie było tak samo… Matthias von Laid wśród filarów był pierwszym, który opuścił wyrocznie po jej śmierci. Choć nazwano go piątym to znacznie przewyższa osobę z numerem czwartym. Sam kazał sobie zaniżyć numer i nikt nie wie dlaczego
-Witam moje drogie-Ukłonił się lekko-Dawno się nie widzieliśmy… Ze trzysta lat  to już będzie- Westchnął- Słucham jaką macie do mnie sprawę? Bo nie uwierzę, że odnalazłyście mnie bez powodu-Powiedział bardziej oficjalnie. Słychać było, że nie ma zamiaru bawić się w jakieś komplementy i miłe słówka. Mężczyzna chce jedynie konkretów. Jeżeli ich nie otrzyma to daruje sobie jakąkolwiek pomoc skierowana do dawnych przyjaciół
Kobiety spojrzały na siebie, a potem zaczęły opowiadać całą historię i powód dla, którego tak rozpaczliwie go szukały. Matthias uważnie przysłuchiwał się dawnym znajomym. Z czasem zaczął być coraz bardziej zainteresowany faktem, iż ktoś odważył się podnieść rękę na filary. Ponoć kilka z nich zostało poważnie rannych. Z pewnością nie mógł tej sprawy tak zwyczajnie zbagatelizować. Bądź co bądź kiedyś byli jego przyjaciółmi, a przyjaciołom tym obecnym jak i tym dawnym trzeba pomóc
Miał już coś powiedzieć, kiedy za plecami swoich towarzyszek dostrzegł dwie postaci idące w ich stronę. Zdecydowanie były to istoty przygotowane do walki. Ostrze kosy jak i szabli złowieszczo połyskiwało w świetle księżyca
To byli bezwątpienia byli to łowcy o których słyszał przed chwilą. Chciał się z nimi skonfrontować, ale nie myślał, że stanie się to tak szybko. Nie bał się ich. Walczył z wieloma silnymi przeciwnikami. Nawet jeżeli ci okażą się jeszcze silniejsi. To i tak nie będzie żałował walki z nimi. I choćby umarł byłoby dobrze. Przynajmniej wreszcie spotkał by się z ukochaną.
Nakazał wycofać się swoim nowym podopiecznym. One stanowczo są za słaby by walczyć z kimś tak potężnym jak ta dwója. Kobiety bez żadnego słowa oddaliły się na tyle by bezpiecznie móc oglądać przebieg walki. Były pewne, że to właśnie ta odziane w czarne płaszcze para ich ścigała
W końcu stanęli przed nim, kobieta i mężczyzna, których kaptury skutecznie uniemożliwiały rozpoznanie ich tożsamości. Matthias przyglądał się im oceniając ich uzbrojenie, pancerz. Coś mu tu nie pasowało. Te istoty nie były przygotowane do poważniejszej walki. Wyglądało to tak jakby uważali, iż ich cel nie jest wart szczególnie większego wysiłku. Jednym słowem zakpili sobie z autorytetu filarów 
-Witam-Odezwał się jako pierwszy-Nazywam się Matthias von Laid. Jestem byłym piątym filarem- Ukłonił się lekko-A wy? Jak się nazywacie?-Spytał uprzejmie prostując się
Kobieta skinęła głową na powitanie-Nazywam się Lidia, a on…- Wskazała na swojego towarzysza-Nazywa się Sedrik i my również mamy numery- Spod kaptura można było dojrzeć lekki uśmiech-Jestem jedynką, a kolega nosi miano trójki
-Miło mi was poznać. Wybaczcie mi wścibskość, ale skoro macie numery. Oznacza to, iż należycie do jakiegoś stowarzyszenia, zgadza się?- Zapytał ciekawy
-Owszem-Odpowiedziała spokojnie
-Więc pod jaką nazwą jesteście zjednoczeni?
Kobieta uniosła kącik ust i pokręciła głową z dezaprobatą-Cóż to byłaby za zabawa, gdybym ci to powiedziała?- Zapytała ściągając z pleców kosę, również jej towarzysz przyszykował się do ataku
Dla piątego to był znak, iż zakończyła się ich rozmowa, a zaczęła się w której niejedna kropla krwi zostanie przelana. Przybysze choć nie byli opancerzeni to było widać w nich determinacje
Matthias zdjął rękawice, które do tej pory nosił na dłoniach. Wziął głęboki wdech i zaczął mamrotać pod nosem jakieś słowa. W tym czasie Lidia zaatakowała go od góry kosą
***
Ranek przyszedł dość szybko. Jak się okazało spotkanie z wyrocznią było umówione na dziesiątą rano, więc całą ekipą wybyli dość wcześnie by dotrzeć na czas.
Spotkanie było umówione w pobliskim lesie tam, gdzie nikt ich nie będzie widział i nikt im nie przeszkodzi tego jakże ważnego spotkania.
Na twarzach towarzyszów Alana było widać przeróżne emocje. Było szczęścia, ale również niepewność. Chłopak sam nie wiedział co o tym myśleć. Czuł na pewno strach. Z tego co się dowiedział wynikało, iż Wyrocznia była bardzo mądrą, ale i konsekwentną osobą, która dawała tylko jedną szansę
Jednak wyrażali się o niej tak ciepło, że pewnym było, iż ta kobieta była dla nich bardzo dobra
Wreszcie dotarli na polanę w głębi lasu. Gdyby nie fakt, że Alan był tu prowadzony. Nigdy nie znalazłby tego miejsca. Jak tylko weszli na polanę w ich oczy rzuciły się trzy postacie stojące na drugim końcu
Z tego co się dowiedział to osoba pośrodku to była Wyrocznia. Mężczyzna w purpurze był jednym z filarów o imieniu Michael. Zaś kobieta ubrana w bile była jednym z czołowej trójki, a nazywała się Cornelia
Podeszli bliżej. Napięcie z każdą sekundą rosło, przecież stał teraz w oko w oko z Wyrocznią. Z tą kobietą, która podobno mogła prosić bogów o przysługę. Była naprawdę potężna
-Witam-Powiedziała nagle Cornelia. W jej głosie jak zwykle królował Francuzki akcent
Alan już gdzieś kojarzył ten głos. Słyszał go całkiem niedawno, ale za nic nie może sobie przypomnieć skąd, ale to chyba i tak nie ma w tej chwili specjalnego znaczenia
Wszyscy się oficjalnie przywitali. Nawet Alan, który nap oczątku miał plan by siedzieć cicho i milczeć. Jednak trzeci filar był zanadto podejrzliwy tłumacząc swoje zachowanie obecnością Wyroczni.
Valentine chyba jako jedyny nie patrzył w stronę Wyroczni z szacunkiem. Było w nich widać wręcz pogardę. Ewidentnie coś mu tu nie pasowało, ale wolał tego nie mówić na głos. Jeszcze by się pomylił i obraził swoją wybawczynie, a nie miał zamiaru tego robić. Wykona jakiś ruch dopiero wtedy kiedy będzie stuprocentowo pewien, iż ma całkowitą rację, a kobieta stojąca przed nimi nie jest tym za kogo się podaje
Michale dokładnie się wszystkiemu przyglądał i chyba musiał zobaczyć wyraz twarzy wampira, ponieważ za chwile poszedł szepnąć coś Corneli na ucho. Ta zaś w mgnieniu oka przeniosła wzrok z Alana na lorda i ona również zobaczyła ten wzrok. Zrobiła niezadowoloną minę. Nie miała ochoty by jej plan spalił na panewce dlatego, że komuś się coś nie podoba. Mogła zaatakować w każdej chwili . Specjalnie wybrała to miejsca na spotkanie. Tutaj o wiele łatwiej było jej rozłożyć runy, które osłabią moc wchodzących na polanę istot
-Co się stało Valentine? Masz taki wzrok jakbyś nie wierzył w moją prawdomówność. Czyżbyś wątpił w obecność wyroczni?- Zapytała srogo
-Tak-To jedyne co Valentine powiedział. Zaryzykował i miał nadzieje, że ktoś go poprze
-Ja także myślę, że to jest oszustka-Powiedział po dłuższej chwili milczenia, Alan za co dostał pełne wdzięczności spojrzenie wampira- To znaczy… Od was wszystkich czuje dziwną energie, jakby coś ciepłego lgnącego w moją stronę. Zaś od niej nie czuje nic. Tylko sam chłód-Nie wiedział czy powinien to mówić, ale dla niego to było interesujące w tym wszystkim, a skoro pojawiły się podejrzenia to i on mógł wrzucić swoje trzy grosze
-Dość tego!- Krzyknęła- Zrobiliście to co dokładnie chciałam. Daliście się złapać w pułapkę- Powiedziała ewidentnie zła
Z każdym następnym słowem wszystko zaczęło zamarzać. Widać było, iż wiedźma przygotowała się naprawdę dobrze. Niedługo po tym jak w rękach Corneli pojawił się kostur. Zaczął padać śnieg, a niebo niebezpiecznie zaszło burzowymi chmurami
Widać nawet trzeci filar nie spodziewał się takiej reakcji i patrząc w niebo całkowicie zapomniała o walce
Wszyscy patrzyli na niebo, które wydawało się być oburzone postępowaniem istot znajdujących się na polanie. Pluło błyskawicami, a żeby ukarać ich zachowanie
-Na litość tylko nie to-Powiedział osłupiały Adrian, gdy zerwał się porywisty wiatr
-Co się dzieje?- Zapytał zdezorientowany Alan, który był zagłuszany przez grzmoty i szelest wiatru
W jednej chwili wszystko ucichło i wróciło do poprzedniego stanu z jednym tylko wyjątkiem. Na polanie zamiast sześciu osób stało siedem. Ostatnią nowo przybyłą osobą był mężczyzna o złotych włosach, które zlewały się z jego złotymi oczami. Tylko Alan nie wiedział kto to jest i tylko on nie patrzy ze zgrozą na tą postać

Przed nim stał Cyrus… bóg piorunów. Jeden z mieszkańców akropolu

---------------


Kolejny rozdział!
Ten jest jeszcze dłuższy od poprzedniego co mnie naprawdę cieszy. Już myślałem, że nie będę w stanie pisać tak długich rozdziałów przepraszam za krótkie rozdziały
Następny rozdział jaki planuje dodać będzie kontynuacją rozdziału dodatkowego >klik<
Odskoczymy w takim razie trochę od fabuły ;)
I jeszcze jedno na koniec...

Hej! wyjaśniło się kim jest bóg Cyrus




1 komentarz:

  1. Krótko, zwięźle i na temat.. ciekawy, wręcz idealny rozdział! :)/ Lila

    OdpowiedzUsuń