niedziela, 25 maja 2014

Rozdział-XV-Wyrocznia

Wyrocznia

Jeżeli coś zostało celowo zapomniane to chyba nigdy nie powinno zostać przypomniane, prawda? Właśnie tak jest w przypadku zobowiązań. Kiedyś ktoś podjął ważną decyzje, by wymazać je z pamięci. Oczywiście mieli ku temu swoje powody, których praktycznie nikt nie zna.
Bogowie śmierci patrzyli na Cyrusa podejrzliwym wzrokiem. Nie sądzili, że zapyta o rzecz, która powinna być dla niego czymś wielce absurdalnym, bo co? Bóg składający przysięgę śmiertelnikowi? Czy to nie brzmi, aby trochę zbyt niewiarygodnie? Nawet jak na tę sytuację, czas leciał powoli, a piorun patrzył na zebranych bogów, wyraźnie było widać, że oczekiwał od nich odpowiedzi na pytanie.
-Skąd tak absurdalne pytanie?- Zapytał Seung marszcząc brwi-Dlaczego uważasz, że bogowie w ogóle się do czegoś zobowiązywali?
-Wiem jak to wygląda, ale mam jakieś dziwne przeczucie, że to prawda-Nie dawał za wygraną-Więc skoro jesteś moim dłużnikiem, proszę odpowiedz na moje pytanie
-Ugh! Jest pełno innych rzeczy, a ty musiałeś zapytać właśnie o tę jedną!- Seung wyglądał na nieco podirytowanego-Ale dobrze, zawsze dotrzymuje danego słowa
Co mógł zrobić w takiej sytuacji? Oczywiście, że zaczął mu wszystko wyjaśniać, było to trudne bo Cyrus nie pamiętał kompletnie nic, zresztą nie tylko on, bogowie utracili te wspomnienia wbrew własnej woli. To właśnie tak zwana ponad boska dwójka zabrała im te wspomnienia… Nie wiadomo jaki mieli w tym cel, w ogóle ich decyzje są mało przemyślane według niektórych istot, które oczywiście widzą o istnieniu takich bytów.
-To niemożliwe-Stwierdził po wszystkim-Wyrocznia była półbogiem?- Zapytał zdziwiony-Jeżeli tak to dlaczego umarła? Dlaczego skonała na naszych oczach skoro była praktycznie nieśmiertelna?- Zapytał zdezorientowany
-Boska krew nie pomoże śmiertelnikowi, gdy ten nie ma chęci do życia, prawda?- Zapytał Nataniel
-O czym ty mówisz?- Zwrócił się do boga śmierci-W jakim sensie? Jak to możliwe, że taka istota nie chciała żyć
-Ehh… Pomyśl Cyrusie… Zabraliśmy ją z jej domu, oddzieliliśmy od rodziny, a w końcu uwięźliśmy ją tu i kazaliśmy jej podporządkować się naszej woli-Mówił poważnie Seung- Ludzie nie znoszą dobrze takich rzeczy… Filary mają racje twierdząc, że to my zabiliśmy wyrocznie.
Te słowa były bardzo ciężkie, nigdy wcześniej nie brał pod uwagę tego jak kobieta się tu czuła, co przeżywała, dla niego liczył się sam fakt, że się tu znajduje i jest bezpieczna w czasie, kiedy to właśnie oni powinni się trzymać od niej z daleka, by nie zrobić jej krzywdy, jednym słowem: Zabrali ją do jeszcze gorszego zagrożenia… Jednak taki powód śmierci jest po prostu głupi, ludzie nie umierają sobie tak po prostu dlatego, że zostali oddzieleni od ukochanych osób, Cyrus sam nie raz widział podobne przypadki u zwykłych ludzi i jakoś żaden z nich nie zachował się tak jak wyrocznia, żaden z nich nie uśmiechał się po to, by za chwile umrzeć.
***
Nie wiedział gdzie jest, unosił się w pustce, która zdawała się nie mieć żadnego końca. Wiedział również, że nie może krzyczeć choć nawet raz nie spróbował. Wtedy w jednej chwili wszystko się zmieniło i pojawiło się jasne światło, które go oślepiło, a gdy odzyskał wzrok był na kompletnym pustkowiu, pustyni sięgającej, aż po horyzont. On sam siedział na krześle przy niewielkim stoliku.
-Przepraszam za tak nagłe wezwanie, ale po prostu nie mogłem się powstrzymać.
Alan drgnął przestraszony, gdy tylko usłyszał nieznany mu głos, który teraz rozchodził się echem po jego głowię, obrócił głowę, by spojrzeć na chłopaka siedzącego naprzeciwko niego, był pewien, że jeszcze przed chwilą był tu kompletnie sam, a tym czasem okazuje się inaczej, ponieważ teraz patrzył w malachitowe oczy chłopaka o brązowych włosach, których grzywka zasłaniała jedno z owych oczu,
Już chciał coś powiedzieć, kiedy nieznajomy ponownie się odezwał
-Jestem Omega-Przedstawił, a ty znajdujesz się w moim wymiarze, w którym sam żyje-Wyjaśnił
-Ską…- Powiedział, ale ponownie mu przerwano
-Skąd wiedziałem? Jestem czymś, więcej niż bóg, ale jednak czymś niższym od stwórcy-Znów zaczął mówić-Nazywasz się teraz Alan, prawda? Wow jesteś dokładnie taka sama! Trochę mi wstyd, ale na początku nie chciałem dowierzać, że odrodziłaś się w ciele chłopaka, ale nawet pomimo tak drastycznej zmiany wyglądu, twoje serce nadal pozostaje takie same… Choć teraz wydaje się być czymś spętane-Mówił zafascynowany
-Mógłbyś…
-Przestać do ciebie mówić w formie żeńskiej? Oczywiście
-Trochę to…
-Denerwujące, kiedy ci przerywam i dokańczam za ciebie zdania, tak? Wybacz, ale naprawdę jestem podekscytowany tym wszystkim! Przez tak długi czas byłem tu kompletnie sam, bez żadnej istoty u boku, a teraz jesteś ty… Co prawda to tylko twoja dusza, ale jednak-Uśmiechnął się
Szczerze powiedziawszy to Alan spodziewał się, że coś jeszcze go zaskoczy, ale nigdy nie przypuszczałby, że spotka kogoś kto przedstawia się jako „Omega” Czyli jednym słowem koniec, prawda?
-Tak, jestem końcem i nie, ty jeszcze nie umarłeś
Właśnie za te słowa dostał pełne wyrzutów spojrzenie Alana, który sam wolał zapytać o to co go dręczy, a nie zostać wyręczonym przez kogoś innego.
-Czego tak właściwie wszyscy ode mnie chcą? -Zapytał w końcu
-Oni chcą cię po prostu chronić, to jest swego rodzaju instynkt, który wręcz im to nakazuje i nie ważnym jest czy oni się z tym zgadzają czy nie… Tak właśnie zostali przez nas zaprogramowani, zarówno filary jak i bogowie… My również chcemy cię chronić, właśnie dlatego ponownie jesteś na akropolu! Powinieneś być szczęśliwy, przecież jesteś jedyny człowiekiem, który dostąpił tego zaszczytu.
-Przed czym chcą mnie tak ochronić?
Twarz Omegi momentalnie spoważniała
-Przed wszystkim mój drogi, przed wszystkim-Przyznał cicho, a za chwile spojrzał w niego-Widać, że Alfa również chce z tobą porozmawiać-Powiedział, a na znak, że mówi prawdę, na jego palcu usiadł kolorowy motyl
Nie minęła nawet krótka chwila, a za plecami boga rozpętała się prawdziwa burza piaskowa, która powoli się do nich zbliżała. Omego wstał z krzesła i obrócił się przodem do owej ściany piasku, jego spojrzenie było zmęczone, znudzone. Jedyne co zrobił to wypuścił motyla w powietrze w tej samej chwili powodując, że po burzy nie było choćby najmniejszego śladu… Ponownie usiadł.
-Co to było-Zapytał zdezorientowany
-Widziałeś kiedyś początek i koniec obok siebie?- Zapytał- Ja widziałem i inni bogowie również… Alfa i Omega zawsze mogli przebywać obok siebie nie robiąc żadnych szkód… Jednak z nami jest inaczej, każde nasze spotkanie powoduje rozpad wymiaru, co zresztą sam przed chwilą widziałeś-Powiedział z bólem w głosie-Ten motyl to jedyne źródło naszego kontaktu, które ostatecznie nie jest takie bezpieczne.
***
Odłamki kamieni latały powietrzu, a kurz zdawał się nie opadać: Tak właśnie wyglądał zamek, w którym mieszkał Valentine. To miejsce było teraz kompletną ruiną, ale czemu się dziwić, przecież starły się tutaj dwie potężne siły, chwile po tym jak bogowie zabrali Alana, tutaj rozpoczęła się prawdziwa bitwa i choć wampir był na straconej pozycji to jednak wytrzymał i jego towarzyszowi udało się dotrzeć na czas. Matthias nawet nie trudził się przyzywaniem swoich sług, wiedział, że będą w tej chwili jedynie zawadzać. Podczas walki nie było żadnych przerw i kiedy wydawało się, iż walka zakończy się dla filarów, zjawiła się Izabela wraz z Adrianem i Michaelem, a każdy z tej trójki wyglądał na bojowo nastawionego i czemu się dziwić, prawda? Jest dokładnie tak jak powiedział Omega, to jest ich instynkt. Ktoś chciał skrzywdzić wyrocznię, więc oni wbrew sobie reagują.
Nie mieli odwrotu i musieli walczyć do ostatniej kropli krwi, pewnym jest, że ktoś z tego pojedynku nie wyjdzie żywy, ale mimo tego nadal nie tracą odwagi… Stoją naprzeciw pięciu potworów, które doskonale zamaskowały się przybierając ludzkie ciało, zrobili dokładnie to samo co filary, zaczęli stali się ludźmi, ale z jednym wyjątkiem, oni nawet nie starają się ich udawać co można wnioskować po ich niecodziennym wyglądanie.
-Nie ważne Ole się was jeszcze pojawi, my i tak nie odejdziemy-Powiedziała spokojnie Lidia-Numerze dwa… Przydziel mi godnego wroga
Chłopak o białych włosach ukłonił się
-Talio i Olgierdzie… Wy zaatakujcie wilkołaka i maga, są słabi, więc na pewno sobie poradzicie-Powiedział nawet nie patrząc na towarzyszy- Ja i Sedrik zajmiemy się wampirem i nekromantą, a więc tobie moja królowo pozostaje zająć się lisim demonem
-Słyszeliście hetmana? -Zapytała-W imię naszego pana… Zabijcie ich-Uśmiechnęła się szyderczo
W mgnieniu oka każda z walczących stron podzieliła się na trzy grupy, która natychmiast ruszyły na siebie z impetem. Z czasem stopniowo się oddalając, ostatecznie tylko Lidia i Izabela pozostały przy ruinach zamku, ale i one nie zamierzały jedynie na siebie patrzeć… Stal przeciwko szponom.
***
Rozdzielenie miało na celu uchronić obie strony od przeszkadzania sobie w walce, to było swego rodzaju sprawiedliwe, ale jednocześnie bardzo ryzykowne, jeżeli któraś z drużyn przegra, inne będą miały kłopoty.
-Talio, daj mi broń, która z łatwością zakończy żywot tej bestii-Powiedział patrząc na Adriana, który był już pokazał swoją prawdziwą naturę.
Dziewczyna wywróciła oczyma, by następnie wyjąć zeszyt i stare pióro, nie potrzebowała dużo czasu, by zaczęła coś w nim szkicować. Jej zachowanie wprawiło w zaskoczenie zarówno maga jak i wilkołaka, nie wiedzieli co ona tak dokładnie robi… Może pisała jakieś zaklęcie? Kto wie. Odpowiedź dostali zaskakująco szybko, bo gdy tylko kobieta skończyła, nad głową jej towarzysza pojawiła się wielka srebrna halabarda.
Wilkołak zawarczał widząc srebro
-Cóż za wspaniała magia!- Wyrwało się Michaelowi za co dostał ostrzegawcze spojrzenie od Adriana
Oni również nie zamierzali zwlekać i już po chwili ścierali się próbując zadać jak najwięcej obrażeń przeciwnikowi, ale ku ich zaskoczeniu walczyła tylko jedna osoba, olbrzym o imieniu Olgierd, dziewczyna zaś trzymała się z daleka od walczących, ona najzwyczajniej w świecie obserwowała.
-Dlaczego on nie upada!- Krzyknął mag, gdy po raz kolejny jego atak trafił centralnie w przeciwnika
W tej sytuacji nawet szpony Adriana zdawały się nic nie robić, choć rozrywały ciało przeciwnika to jednak ten zdawał sobie kompletnie nic z tego nie robić i nadal wymachiwał swoją bronią, którą nawet nie trafiał w przeciwników… Jego styl walki był bardzo… Prymitywny i nie przemyślany, ale nawet jeżeli taki był to dzięki swojej przyjaciółce udało mu się trafić Adriana, którego łapy zostały spętane srebrnymi łańcuchami.
Verbrande patrzył z niedowierzaniem na całe zajście, ale również nie pozostawał bierny i już po chwili ruszył, by pomścić swojego kompana, choć doskonale wiedział, że jest na straconej pozycji… Musiał to zrobić… Instynkt nakazywał mu pomścić swojego przyjaciela, który został ranny w walce. On jak i reszta filarów nie zdawali sobie sprawy, że posiadają takie coś jak instynkt, przecież większość z nich nie jest zwierzęciem, by go mieć.
***
-Uważaj!- Krzyknął odpychając towarzysza, a następnie sam błyskawicznie odskakując
Sedrik unosił się wysoko nad nimi unosząc się na srebrnych skrzydłach i to właśnie z tamtej wysokości atakował… Wielka chmura srebrnych opiłków sterowanych przez miecz chłopaka ścierał wszystko na drobny mak, każdy chyba wie jak działa papier ścierny, prawda? Chmura działała dokładnie na tej samej zasadzie… Tylko, że ona była bardziej destrukcyjna.
Osoba, która po prostu została nazwana „Numer dwa” stała przez pewien czas nie wzruszona tym co się dzieje. Jednak, gdy jego sojusznik omal nie spadł na ziemie po upadku, wyjął szablę, która błysnęła złotym ostrzem, na chwile wzbił ją w ziemie, by poprawić białe rękawiczki, a następnie wycelował owe ostrze w wampira, a ten po prostu się zatrzymał… Nie mógł nawet się ruszyć, jego ruchy były skrępowane przez jakąś niewidzialną siłę.
-Valentine, uciekaj!- Krzyknął Matthias
Jedyne co zrobił lord to uśmiechnął się pod nosem i spuścił głowę, nie było już dla niego ratunku w tej sytuacji, teraz pozostało mu poczekać na pokutę.
***
Nadal obserwowały go malachitowe oczy, które wyglądały tak nienaturalnie, że można by pomylić je z wymyślnymi soczewkami .
-Pozwól, że zadam ci jedno pytanie moja droga… Ehkem… Mój drogi oczywiście-Powiedział niewinnie się uśmiechając-Czy oddasz swoje dotychczasowe życie, by ratować przyjaciół-Zapytał
Alan jedyne co zrobił to zmarszczył brwi próbując zrozumieć sens pytania
-O co ci chodzi?- Zapytał ostrożnie
-Już śpieszę z wyjaśnieniami!- Powiedział rozbawiony-Otóż teraz, kiedy mi sobie beztrosko rozmawiamy, tam na ziemi filary tracą życie jeden po drugim walcząc w twojej obronie- Uśmiechnął się ponownie- Ugh! Ich instynkt, aż szaleje, bo ktoś chce cię skrzywdzić
-Co?- Powiedział niedowierzając
-Sam zobacz- Machnął ręką,
Najpierw niebo, a potem ziemia, wszystko zaczęło się zmieniać i już za chwile siedzieli wysoko nad ziemią, w dole można było wyodrębnić trzy obszary, a zdarzenia w każdym z nich były doskonale widoczne dla obserwujących, Alan wyglądał na porządnie zaskoczonego tym faktem, zresztą nie tylko on, bo i Omego wydawał się być zaskoczony, że w ogóle mu się udało
-Wow! Ty naprawdę umożliwiasz mi takie rzeczy!- Mówił podekscytowany, ale za chwile spoważniał- A więc decyduj… Albo pozwolisz im tu teraz umrzeć, albo oddajesz się w nasze ręce, a oni-Wskazał na dół-Zostaną tym samym uratowani.
Alan przełknął ślinę i jeszcze raz spojrzał na dół, jego wzrok natychmiast odnalazł unieruchomionego lorda na, którego leciała srebrna chmura.
***
Seung patrzył na chłopaka, który się budził, wreszcie będzie mógł z nim porozmawiać, wreszcie będzie mógł dowiedzieć się jak zachowuje się naczynie, w którym uwiężono dusze wyroczni… Wreszcie będzie mógł dostać w swoje szpony duszę, która jako jedna z nielicznych umknęła jego uwadze i tym samym przechytrzyła go.
Alan powoli usiadł przecierając oczy, a gdy je otworzył, wszyscy w pomieszczeniu wyglądali na zszokowanych. Od początku miał dwukolorowe oczy, ale tym razem… Jedno było złote, a drugie malachitowe.
-Witaj… Przyjacielu-Uśmiechnął się
-Znam ten głos… William… Omega, ale jak?! -Zapytał zdenerwowany
-Zrobiłem to czego nie mogłem wtedy, chronię wyrocznię
***
-Co to za miejsce?- Zapytał
-Tutaj zawsze siedziałeś-Odezwał się chłopak o czarnych włosach i malachitowych oczach
-Dlaczego tu jestem? Kim jesteś?- Zapytał spoglądając na postać w białym garniturze przepasanym granatową szarfą
-Jestem Liam Alfa, a to twój nowy dom-Powiedział spokojnie- Zgadzając się na warunki Omegi… Zamknąłeś się w tym świecie
-Czy dobrze zrobiłem?- Zapytał w końcu
-Nie możesz mnie o to zapytać, ponieważ jestem początkiem, a odpowiedzi znajdują się zawsze na końcu drogi-Uśmiechnął się lekko-Pomogę ci zadomowić się tutaj, obiecuje…
Nie wiedział jak będzie to wszystko teraz wyglądać, porzucił swoje życie, by ratować kogoś innego… Nigdy, by siebie o to nie podejrzewał… Teraz przyjdzie mu żyć wiecznie obok Alfy i Omegi… Będzie ich łącznikiem, by ponownie mogli się spotkać i któregoś dnia… Zakończyć żywot wszystkich istnień na ziemi, właśnie taki był ich plan… A wyrocznia od początku była kluczem ukrytym przez stwórców
---------------

Co mogę powiedzieć? Opowiadanie dobiegło końca i nawet ja nie spodziewałem się, że tak się stanie ^ ^" Nie będę się tutaj zbytnio rozczulał, o to chyba nie ma większego sensu... Jednak mam nadzieje, iż wbrew wszystkiemu się podobało, bo ja naprawdę świetnie się bawiłem podczas pisania tego opowiadania
Chociaż główny wątek został zakończony to być może pojawią się jeszcze dodatkowe rozdziały wyjaśniające to i owo : )


Szczególe pozdrowienia dla Jowity, osoby, która wbrew wszystkim moim słowom... Zawsze mnie wspierała i była (I nadal jest) moją najwierniejszą czytelniczką, mógłbym do niej powiedzieć tyle słów wdzięczności, ale teraz znajduje tylko jedno
...
...
...
Dziękuje!