niedziela, 8 grudnia 2013

Dusza Wyroczni-VII-Lord Valentine


Lord Valentine

-Powtarzam ci po raz ostatni, albo zaczniesz gadać, albo bogowie śmierci będą mieli kolejną dusze w swych objęciach-Powiedział wściekły Valentine w jego głosie nie było można wyczuć choćby odrobiny żartu
Mimo tych wszystkich gróźb ze strony porywacza. Alan się nie bał. Ten człowiek wydawał mu się dziwnie znajomy i gdzieś podświadomie czuł, że nie zrobi mu krzywdy
-Po raz ostatni powtarzam, że nie wiem o czym ty mówisz-Powiedział spokojnie Alan
Valentine rzucił karafką o ziemie, a ta potłukła się na kilkadziesiąt mniejszych części. Mężczyzna podszedł do chłopaka siedzącego nieruchomo na krześle. W jego oczach było widać nieposkromiony gniew. W tym momencie Alan pierwszy raz zaczął się bać. Cała ta pewność, że on go nie skrzywdzi uleciała niczym powietrze z dziurawego balonu pozostawiając po sobie jedynie niepewność
Ucisk na ramionach potwierdził obawy chłopaka. Przez jego myśl przewijało się tysiące czarnych scenariuszy swojej śmierci. Wszystko stało się tak nagle. Raz pije kawę z jakąś dziewczyną, a za chwile jest gdzieś w… Rosji uwięziony przez jakiegoś psychopatę, który usilnie próbuje się dowiedzieć skąd zna Izabele. W mawiając mu, że ta jest jakimś lisem. Wszystko co teraz się działo nie miało jakiegokolwiek odzwierciedlenia w rzeczywistości. Uniósł wzrok by spojrzeć w czerwone jak oczy swojego oprawcy. Ku jego zdziwieniu jak te oczy, których się tak bał stają się nieobecne jakby z ciała tej osoby uleciała dusza pozostawiając tylko pustą skorupę
~~~
-Emilio gdzie jest Klara?- Zapytała siwowłosa kobieta
-Panienka?- Zapytała zdziwiona służąca- Zdaje się, że poszła na przechadzkę razem z dziecińcem rodu Verlatte- Powiedziała ścierając kurz ze starej szkatułki
-Nie podoba mi się ten młodzieniec …-Rzekła cicho-Ogólnie ród Verlatte jest dość…- Zamilkła szukając odpowiedniego słowa-Specyficzny
-Pani! Powinnaś się cieszyć, że panienka ma zalotnika z tak zamożnego rodu
-Tak, myślisz?- Zapytała nieprzekonana
-Ależ oczywiście. Nikt w mieście nawet o tym młodzieńcu złego słowa nie powiedział. Tylko same pochwały-Zapewniła
-Skąd to wiesz Emilio?- Zapytała podejrzliwie
-Pani wie, że panienka Klara to dla mnie również jak córka-Wyjaśniła szybko
-Wiem, wiem- Uśmiechnęła się- Obyś miała rację
***
-Valentine dokąd mnie ciągniesz?- Zapytała młoda kobieta
-Spokojnie Klaro. Chcę ci tylko coś pokazać-Zaśmiał się
-Ale już dawno opuściliśmy teren miasta. Zaczynam się niepokoić
-Nie masz czego, przecież mi ufasz, prawda?
-Ależ oczywiście, że ufam-Zapewniła
Dwójka młodych ludzi właśnie przedzierała się przez las zostawiając za sobą bezpieczne mury miasta. Można śmiało powiedzieć, że byli bardzo odważni, ponieważ po mieście krążyła okrutna plotka o stworzeniu żyjącym za murami, które ponoć miało zabijać każdego, kto się zbliży. Heretycy twierdzili, że to bogowie zesłali demona by ten ukarał ich za niesubordynacje. Kościół zaś uważał inaczej. Według nich była to zwykła grupa rzezimieszków, która po prostu zabijała i rabowała nieuzbrojonych ludzi. Niestety jak było naprawdę chyba nikt nie wiedział
Wbiegli na polanę w środku lasu. Miejsce to miało w pewnym rodzaju swój urok, który urzekał każdego kto tylko znalazł się w tym magicznym miejscu. Klara przyglądała się choćby najdrobniejszemu szczegółowi próbując jak najlepiej zapamiętać to miejsce. Długo czasu na analizę jednak nie miała, ponieważ przed oczyma pojawił się jej towarzysz. Na jego twarzy nie było już uśmiechy a skupienie i lodowaty wzrok, który mógł każdego przyprawić o ciarki
-Lordzie?- Zapytała niepewnie-Dlaczego tak się na mnie patrzysz? Trochę mnie to przeraża-Zaśmiała się histerycznie
Na twarzy chłopaka stojącego przed Klarą pojawiło się zdenerwowanie. Wyciągnął rękę i odwiązał jej szal, który nosiła na szyi. Gdy tylko to zrobił jego oczom ukazało się kilka małych ran
-Valentine- Powiedziała niemal płacząc-Obiecałeś, że już nie będziesz tego robił
-I ty mi uwierzyłaś głupia kobieto?- Powiedział z kpiną w głosie-Naprawdę wierzyłaś, że zrezygnuje z łatwego posiłku? Myślałaś, iż powodem dla którego tu idziemy jest wyznanie ci miłości
-N-Nie- Powiedziała cicho-Ja tylko wierzyłam, że się zmieniłeś
-Nie kłam!- Krzyknął na co dziewczyna się trochę cofnęła, ale szybko została złapana za rękę i przyciśnięta do ciała towarzysza-Człowiek nie może mnie okłamać, rozumiesz? Kłamstwo bardzo mnie denerwuje-Powiedział spokojnie bawiąc się włosami kobiety. Przybliżył usta do szyi Klary owiewając ją tym samym gorącym powietrzem-Przez ciebie musiałem pić krew wieśniaków-Powiedział z obrzydzeniem-Wynagrodzisz mi to
Valentine stał nad ciałem bladej kobiety. Po jego brodzie spływała posoka. Jego twarz wydawała się przedstawiać spokój, ale czy naprawdę był spokojny? Klara już nigdy nie wstanie to było pewne. Lord wyssał z niej prawie całą krew
Kucnął przed nią chowając twarz w dłoniach. Znów zabił kogoś na kim mu zależało. Wiedział, że ludzie, a zwłaszcza kobiety są niezwykle kruche, ale jako wampir liczący sobie dopiero dwieście lat nie mógł zapanować nad swoim pragnieniem na długo. Potrzebuje kogoś kto będzie mu dostarczał ciągle świeżej krwi. Kogoś kto tak szybko nie umrze
~~~
Valentine teraz już nie stał przy Alanie. Nawet nie był przy nim. Siedział teraz na podłodze pod oknem. Jego gość był zaś kilka metrów od niego. Nie wiedział jak się tu znalazł, ale jakimś cudem widział jeden z tych momentów o których chciał zapomnieć. Znów przeżył śmierć jednej z osób których kochał. Myślał, że o tym zapomniał, przecież to zdarzyło się tak dawno temu, a jednak to wspomnienie nadal mogło wrócić. Tylko dlaczego wróciło dopiero, gdy dotknął tego chłopaka.
Mężczyzna wstał otrzepując ubranie. Jego mina nie przedstawiała żadnych emocji. Ani złości, ani tym bardziej radości. Smutek także nie był widoczny. Podszedł do siedzącego nieopodal Alana, który nawet nie był świadomy tego co przed chwilą zrobił. Nie wiedział, iż wywołał u lorda jedno z najboleśniejszych wspomnień
-Kim jesteś?- Zapytał patrząc się w jego dwukolorowe oczy
Co miało znaczyć to pytanie. Czyżby ten człowiek porwał go nie wiedząc nawet kogo porywa? Przecież do niedorzeczne. Musiał mieć choć trochę informacji o Alanie, ale gdyby takowe miał chyba by się nie pytał o tożsamość, prawda?
-Nazywam się Alan…- Powiedział ostrożnie
-Nie o to mi chodziło!- Krzyknął- Kim jesteś!? Demon, Anioł, Mag, a może czempion?- Zapytał wściekły. Jego maska nieprzedstawiająca żadnych emocji szybko zniknęła
-Jestem człowiekiem-Powiedział stanowczo
-Człowiekiem?- Zapytał niedowierzając- Niemożliwe. Człowiek nie byłby w stanie tego zrobić. Jak i również nie byłby wstanie mnie oszukać, ale wychodzi na to, że mówisz prawdę. W takim razie jesteś jakimś ewenementem-Mówił bardziej do siebie niż do Alana
Westchnął ciężko odwracając się w stronę swojego gościa. Nie pozostało mu nic innego jak wypuścić tego młodzieńca najpierw kasując mu pamięć. Naprawdę myślał, że Alan wie coś na temat Izabeli, a okazało się, że ich spotkanie niemiało głębszego sensu
Już po chwili Alan nie był już skrępowany przez linę, która cały ten czas skutecznie uniemożliwiała mu choć najmniejszą próbę ucieczki od oprawcy. Teraz chłopak stał nie wiedząc co zrobić. Nie wiedział czy mężczyzna go wypuści czy za chwile zabije.
-Przepraszam cię, że się tak uniosłem-Dodał spokojnie- Po prostu bardzo mi zależało na odnalezieniu dawnych przyjaciół. Myślałem, że masz z nimi jakiś związek- Powiedział ze skruchą- Za chwile wymarzę ci pamięć i obudzisz się w swoim domu- Uśmiechnął się lekko
Alan był szczerze zdziwiony. Po tej wybuchowej osobie jaką miał okazje zobaczyć jeszcze kilka chwil temu. Teraz była osoba o zupełnie innym nastawieniu. Miła, spokojna, godna zaufania. Dlaczego chłopak myślał, że słyszy w jego głosie dziwny smutek
-Tristitia est key ut felicitas- Powiedział nagle
Nie wiedział co te słowa oznaczają, ani skąd je zna. Po prostu czuł, że musiał je powiedzieć. Miał wrażenie, że gdyby tego nie zrobił udusiłby się. Valentina patrzył na niego z szeroko otworzonymi oczyma
-Tu est key ut gloriam- Powiedział cicho jakby oszołomiony- Na bogów… Skąd znasz te słowa-Zapytał żywo i z widocznym zaciekawieniem w oczach
-Nie wiem-Powiedział cicho-Po prostu poczułem, że muszę to powiedzieć -Dodał cicho
***
Adrian właśnie wszedł zrezygnowany do domu. Dzisiejszy dzień był naprawdę koszmarny. Musiał szukać dawnych przyjaciół i przekonywać ich by ponownie się zjednoczyli. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że nie znaleźli nikogo, a można by było pomyśleć, iż skoro odnaleźli tak łatwo Michaela to zresztą też pójdzie jednakowo łatwo. Niestety nic bardziej mylnego
Wszedł spokojnie do salonu. Już od kilku dni nie było go tutaj, więc pewnie będzie musiał wymyślić jakąś dobrą bajeczkę na temat dlaczego go nie było. Na szczęście jest nadzieja, że nikogo nie będzie to obchodziło
-Alan?- Zapytała Róża- Ach… to ty Adrian-Dodała smutno widząc chłopaka
-Dlaczego myślałaś, że to Alan? Stało się coś?- Zapytał bardziej ożywiony
Kobieta usiadła na fotelu  kryjąc twarz w dłoniach-Alana nie ma od wczoraj. Nie wrócił na nic. Boję się o niego. Wiesz, że ma słabe serce-Powiedziała szlochając
-Poszukam go!- Powiedział za chwile wybiegając z mieszkania
Nie wiedział, gdzie mógł pójść chłopak, ale zda się na instynkt. Za nim rzucił się w pogoń po mieście. Jeszcze uprzedził Izabele, że Alan zaginął. Na szczęście kobieta bardzo chętnie przyjęła prośbę o pomoc.
Biegł zdyszany do miejsca w którym umówił się ze swą przyjaciółką. Niestety nie znalazł chłopaka pomimo tego, że przeszukał każdy zakamarek miasta. Miał nadzieje, że chociaż Izabela ma jakieś informacje. Zaczął poważnie się martwić. Nikt nie znika bez śladu i bez większych powodów. Jedyną opcją jest, iż został uprowadzony i to najprawdopodobniej nie przez człowieka
-Masz coś?- Powiedział zdyszany
Kobieta spojrzała na niego smutno kręcąc przecząco głową-Nie znalazłam go-Powiedziała cicho- Jedyne co udało mi się znaleźć to ślad jego energii życiowej, ale…
-Ale?- Zapytał dociekliwie
-Była tam jeszcze inna energia, która mi się z czymś kojarzyła…- Powiedziała cicho
To były tylko jej domysły, ale wydawało jej się, że czuła tam energię wampira. Każda istota pozostawia po sobie ślad. Każda istota zależnie od rasy inny. Dlatego czasem łatwo jest wytropić zgubę. Niestety niektórzy, a zgłasza wampiry stały się mistrzami w maskowaniu swojej i cudzej energii. Z tego tytułu pogoń za taką istotą jest więcej niż trudna
-Z czym?- Zapytał dociekliwie- Na litość boską. Iza powiedz mi, przecież nie możesz tego zatrzymać dla siebie. Każda poszlaka jest ważna
-Dobrze, już dobrze. Jestem pewna, że wyczułam tam energię jakiegoś wampira, zadowolony?
Te słowa były jak dzwony, a ich echo nadal rozbrzmiewało w uchach Adriana. Spotkanie z wampirem najczęściej kończyło się śmiercią w męczarniach. Oczywiście krwiopijcy z filmów różnią się od tych w rzeczywistości. Prawdziwe wampiry nie reagują na słońce, aż tak bardzo. Nie boją się krzyży, woda święcona nie robi im żadnej krzywdy. Jedyne co może zgubić wampira to zatruta krew ofiary, ale niestety dawno nikt się na to nie nabrał.
-Dzisiaj sobie darujmy. W nocy jeszcze trudniej będzie go znaleźć- Powiedziała podchodząc do przyjaciela
Musieli liczyć się z faktem, że już nigdy nie zobaczą Alana. Rzadko który człowiek wychodził cało ze spotkania z tą istotą, a jeżeli wyszedł do był już wrakiem, który nawet w jednej trzeciej nie był podobny po swojego poprzednika.
Adrian stał już przed swoim domem. Za drzwiami pewnie siedzi zapłakana Róża łkająca z powodu zaginięcia Alana. Jak ma jej powiedzieć, że już nigdy go nie zobaczy, bo co? Bo porwał go wampir? Przecież by go wyśmiała i nazwała nienormalnym. Mogłaby się nawet obrazić, iż żartuje w takiej sytuacji. Gdy tylko dłoń Adriana spoczęła na klamce ten zmarszczył brwi i obrócił się w stronę przyjaciółki
-Coś się stało?- Zapytała zaniepokojona widząc wzrok przyjaciela
-Wejdziesz?- Zapytał
-Ale… Dobrze- Uległa pod naciskiem wzroku Adriana. To było trochę dziwne by przyjaciel tak na nią patrzył. Mogło to oznaczać tylko jedno. Stało się coś w czym będzie potrzebna pomoc kogoś silnego
Przeszli przez drzwi. Wszystko wyglądało normalnie, ale czy na pewno takie było, przecież musiał być jakiś powód dla, którego Adrian odczuł niepokój. Szli bardzo ostrożnie będąc przygotowanym na atak. Nie wiedzieli czego mogą się spodziewać w tym mieszkaniu. Obaj nie odczuwali żadnej negatywnej energii.
Nagły rumor w salonie wszystko zmienił. Weszli do pomieszczenia i doznali poważnego szoku. Spodziewali się każdego, ale na pewno nie jego.
-Valentine…- Powiedziała jakby nie wierzyła własnym oczom. Nie miała żadnych wątpliwości to był drugi filar Lord Valentine
Mężczyzna wstał poprawiając ubranie. Pomógł wstać również Alanowi, który jakimś cudem znalazł się pod nim
-A mówiłeś, że jej nie znasz-Powiedział oskarżycielsko. Wskazując palcem na Izabele
***
-Jesteś pewien domine mi?-Zapytał zaciekawiony Nataniel
-Wątpisz w prawdziwość moich słów?- Zapytał ostro
-Ależ skąd-Powiedział szybko
To co odkrył Seung było co najmniej intrygujące. Odkrył, iż pojawienie się wyroczni również zaczęło oddziaływać na ich otoczenie. Co zwiastowało zerwanie kajdan i ponowne zejście na ziemie. Teraz musieli jeszcze bardziej zagłębić się w temat. Wiedzieli jedno. Stoi za tym istota o wiele potężniejsza od nich. Istota, która kilka wieków temu uwięziła ich w tym miejscu bez możliwości ucieczki. Teraz pojawiła się szansa by wysłać kogoś na ziemie
---------------- 

kolejny rozdział ^^
Ten wyszedł mi trochę dłuższy co mnie szczerze zdziwiło. Sam nie wiem skąd wzięły się siły na napisanie tego.
Koniec końców jestem zadowolony z efektów i mam nadzieje, że wy również będziecie 


2 komentarze:

  1. Po przeczytaniu tej części jestem bardziej zadowolona niz zwykle :). Ta część jest niesamowita ^^. Dopiero teraz chyba zaczęłam doceniać Twoje pisanie, z dniem, w którym polubiłam fantasy xd ;). Wcześniej uważałam, że piszesz wspaniale, a teraz to juz wgl.. ^^ czerwone oczy oprawcy ( Valentine?) sprawiły, że skojarzyłam sobie jego postać z adeptą, który umarł ( w jakiejś książce gdzieś coś czytałam o tym jak odrzucający przemianę adepci umierali i rozszarpywali ludzi, wypijając z nich krew.. coś takiego) :D.. ale to już przecież dorosły wampir.. ;) to tylko moje skojarzenia ;). ;D tak czy siak te opowiadanie ubóstwiam <3. /Lila

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za miłe słowa. Naprawdę jestem z siebie dumny, że komuś się podoba ;)

    Co do tych adeptów rozszarpujących ludzi to...Napewno nie wziąłem tego z książki. Może nieświadomie, ale w każdym razie niczym się nie inspirowałem

    OdpowiedzUsuń