Lord Valentine
-Powtarzam ci po raz
ostatni, albo zaczniesz gadać, albo bogowie śmierci będą mieli kolejną dusze w
swych objęciach-Powiedział wściekły Valentine w jego głosie nie było można
wyczuć choćby odrobiny żartu
Mimo tych wszystkich gróźb ze strony porywacza. Alan się nie
bał. Ten człowiek wydawał mu się dziwnie znajomy i gdzieś podświadomie czuł, że
nie zrobi mu krzywdy
-Po raz ostatni
powtarzam, że nie wiem o czym ty mówisz-Powiedział spokojnie Alan
Valentine rzucił karafką o ziemie, a ta potłukła się na
kilkadziesiąt mniejszych części. Mężczyzna podszedł do chłopaka siedzącego
nieruchomo na krześle. W jego oczach było widać nieposkromiony gniew. W tym
momencie Alan pierwszy raz zaczął się bać. Cała ta pewność, że on go nie
skrzywdzi uleciała niczym powietrze z dziurawego balonu pozostawiając po sobie
jedynie niepewność
Ucisk na ramionach potwierdził obawy chłopaka. Przez jego
myśl przewijało się tysiące czarnych scenariuszy swojej śmierci. Wszystko stało
się tak nagle. Raz pije kawę z jakąś dziewczyną, a za chwile jest gdzieś w…
Rosji uwięziony przez jakiegoś psychopatę, który usilnie próbuje się dowiedzieć
skąd zna Izabele. W mawiając mu, że ta jest jakimś lisem. Wszystko co teraz się
działo nie miało jakiegokolwiek odzwierciedlenia w rzeczywistości. Uniósł wzrok
by spojrzeć w czerwone jak oczy swojego oprawcy. Ku jego zdziwieniu jak te
oczy, których się tak bał stają się nieobecne jakby z ciała tej osoby uleciała
dusza pozostawiając tylko pustą skorupę
~~~
-Emilio gdzie jest Klara?-
Zapytała siwowłosa kobieta
-Panienka?-
Zapytała zdziwiona służąca- Zdaje się,
że poszła na przechadzkę razem z dziecińcem rodu Verlatte- Powiedziała
ścierając kurz ze starej szkatułki
-Nie podoba mi się
ten młodzieniec …-Rzekła cicho-Ogólnie
ród Verlatte jest dość…- Zamilkła szukając odpowiedniego słowa-Specyficzny
-Pani! Powinnaś się
cieszyć, że panienka ma zalotnika z tak zamożnego rodu
-Tak, myślisz?-
Zapytała nieprzekonana
-Ależ oczywiście.
Nikt w mieście nawet o tym młodzieńcu złego słowa nie powiedział. Tylko same pochwały-Zapewniła
-Skąd to wiesz
Emilio?- Zapytała podejrzliwie
-Pani wie, że
panienka Klara to dla mnie również jak córka-Wyjaśniła szybko
-Wiem, wiem-
Uśmiechnęła się- Obyś miała rację
***
-Valentine dokąd mnie
ciągniesz?- Zapytała młoda kobieta
-Spokojnie Klaro.
Chcę ci tylko coś pokazać-Zaśmiał się
-Ale już dawno
opuściliśmy teren miasta. Zaczynam się niepokoić
-Nie masz czego,
przecież mi ufasz, prawda?
-Ależ oczywiście, że
ufam-Zapewniła
Dwójka młodych ludzi właśnie przedzierała się przez las
zostawiając za sobą bezpieczne mury miasta. Można śmiało powiedzieć, że byli
bardzo odważni, ponieważ po mieście krążyła okrutna plotka o stworzeniu żyjącym
za murami, które ponoć miało zabijać każdego, kto się zbliży. Heretycy
twierdzili, że to bogowie zesłali demona by ten ukarał ich za niesubordynacje.
Kościół zaś uważał inaczej. Według nich była to zwykła grupa rzezimieszków,
która po prostu zabijała i rabowała nieuzbrojonych ludzi. Niestety jak było
naprawdę chyba nikt nie wiedział
Wbiegli na polanę w środku lasu. Miejsce to miało w pewnym
rodzaju swój urok, który urzekał każdego kto tylko znalazł się w tym magicznym
miejscu. Klara przyglądała się choćby najdrobniejszemu szczegółowi próbując jak
najlepiej zapamiętać to miejsce. Długo czasu na analizę jednak nie miała,
ponieważ przed oczyma pojawił się jej towarzysz. Na jego twarzy nie było już
uśmiechy a skupienie i lodowaty wzrok, który mógł każdego przyprawić o ciarki
-Lordzie?-
Zapytała niepewnie-Dlaczego tak się na
mnie patrzysz? Trochę mnie to przeraża-Zaśmiała się histerycznie
Na twarzy chłopaka stojącego przed Klarą pojawiło się
zdenerwowanie. Wyciągnął rękę i odwiązał jej szal, który nosiła na szyi. Gdy
tylko to zrobił jego oczom ukazało się kilka małych ran
-Valentine-
Powiedziała niemal płacząc-Obiecałeś, że
już nie będziesz tego robił
-I ty mi uwierzyłaś
głupia kobieto?- Powiedział z kpiną w głosie-Naprawdę wierzyłaś, że zrezygnuje z łatwego posiłku? Myślałaś, iż
powodem dla którego tu idziemy jest wyznanie ci miłości
-N-Nie-
Powiedziała cicho-Ja tylko wierzyłam, że
się zmieniłeś
-Nie kłam!-
Krzyknął na co dziewczyna się trochę cofnęła, ale szybko została złapana za
rękę i przyciśnięta do ciała towarzysza-Człowiek
nie może mnie okłamać, rozumiesz? Kłamstwo bardzo mnie denerwuje-Powiedział
spokojnie bawiąc się włosami kobiety. Przybliżył usta do szyi Klary owiewając
ją tym samym gorącym powietrzem-Przez
ciebie musiałem pić krew wieśniaków-Powiedział z obrzydzeniem-Wynagrodzisz mi to
Valentine stał nad ciałem bladej kobiety. Po jego brodzie
spływała posoka. Jego twarz wydawała się przedstawiać spokój, ale czy naprawdę
był spokojny? Klara już nigdy nie wstanie to było pewne. Lord wyssał z niej
prawie całą krew
Kucnął przed nią chowając twarz w dłoniach. Znów zabił kogoś
na kim mu zależało. Wiedział, że ludzie, a zwłaszcza kobiety są niezwykle
kruche, ale jako wampir liczący sobie dopiero dwieście lat nie mógł zapanować
nad swoim pragnieniem na długo. Potrzebuje kogoś kto będzie mu dostarczał
ciągle świeżej krwi. Kogoś kto tak szybko nie umrze
~~~
Valentine teraz już nie stał przy Alanie. Nawet nie był przy
nim. Siedział teraz na podłodze pod oknem. Jego gość był zaś kilka metrów od
niego. Nie wiedział jak się tu znalazł, ale jakimś cudem widział jeden z tych
momentów o których chciał zapomnieć. Znów przeżył śmierć jednej z osób których
kochał. Myślał, że o tym zapomniał, przecież to zdarzyło się tak dawno temu, a
jednak to wspomnienie nadal mogło wrócić. Tylko dlaczego wróciło dopiero, gdy
dotknął tego chłopaka.
Mężczyzna wstał otrzepując ubranie. Jego mina nie
przedstawiała żadnych emocji. Ani złości, ani tym bardziej radości. Smutek
także nie był widoczny. Podszedł do siedzącego nieopodal Alana, który nawet nie
był świadomy tego co przed chwilą zrobił. Nie wiedział, iż wywołał u lorda
jedno z najboleśniejszych wspomnień
-Kim jesteś?-
Zapytał patrząc się w jego dwukolorowe oczy
Co miało znaczyć to pytanie. Czyżby ten człowiek porwał go
nie wiedząc nawet kogo porywa? Przecież do niedorzeczne. Musiał mieć choć
trochę informacji o Alanie, ale gdyby takowe miał chyba by się nie pytał o
tożsamość, prawda?
-Nazywam się Alan…-
Powiedział ostrożnie
-Nie o to mi chodziło!-
Krzyknął- Kim jesteś!? Demon, Anioł,
Mag, a może czempion?- Zapytał wściekły. Jego maska nieprzedstawiająca
żadnych emocji szybko zniknęła
-Jestem człowiekiem-Powiedział
stanowczo
-Człowiekiem?-
Zapytał niedowierzając- Niemożliwe.
Człowiek nie byłby w stanie tego zrobić. Jak i również nie byłby wstanie mnie
oszukać, ale wychodzi na to, że mówisz prawdę. W takim razie jesteś jakimś
ewenementem-Mówił bardziej do siebie niż do Alana
Westchnął ciężko odwracając się w stronę swojego gościa. Nie
pozostało mu nic innego jak wypuścić tego młodzieńca najpierw kasując mu
pamięć. Naprawdę myślał, że Alan wie coś na temat Izabeli, a okazało się, że
ich spotkanie niemiało głębszego sensu
Już po chwili Alan nie był już skrępowany przez linę, która
cały ten czas skutecznie uniemożliwiała mu choć najmniejszą próbę ucieczki od
oprawcy. Teraz chłopak stał nie wiedząc co zrobić. Nie wiedział czy mężczyzna
go wypuści czy za chwile zabije.
-Przepraszam cię, że
się tak uniosłem-Dodał spokojnie- Po
prostu bardzo mi zależało na odnalezieniu dawnych przyjaciół. Myślałem, że masz
z nimi jakiś związek- Powiedział ze skruchą- Za chwile wymarzę ci pamięć i obudzisz się w swoim domu- Uśmiechnął
się lekko
Alan był szczerze zdziwiony. Po tej wybuchowej osobie jaką
miał okazje zobaczyć jeszcze kilka chwil temu. Teraz była osoba o zupełnie
innym nastawieniu. Miła, spokojna, godna zaufania. Dlaczego chłopak myślał, że
słyszy w jego głosie dziwny smutek
-Tristitia est key ut
felicitas- Powiedział nagle
Nie wiedział co te słowa oznaczają, ani skąd je zna. Po
prostu czuł, że musiał je powiedzieć. Miał wrażenie, że gdyby tego nie zrobił
udusiłby się. Valentina patrzył na niego z szeroko otworzonymi oczyma
-Tu est key ut
gloriam- Powiedział cicho jakby oszołomiony- Na bogów… Skąd znasz te słowa-Zapytał żywo i z widocznym
zaciekawieniem w oczach
-Nie wiem-Powiedział
cicho-Po prostu poczułem, że muszę to
powiedzieć -Dodał cicho
***
Adrian właśnie wszedł zrezygnowany do domu. Dzisiejszy dzień
był naprawdę koszmarny. Musiał szukać dawnych przyjaciół i przekonywać ich by
ponownie się zjednoczyli. Wszystko byłoby fajnie gdyby nie to, że nie znaleźli
nikogo, a można by było pomyśleć, iż skoro odnaleźli tak łatwo Michaela to
zresztą też pójdzie jednakowo łatwo. Niestety nic bardziej mylnego
Wszedł spokojnie do salonu. Już od kilku dni nie było go
tutaj, więc pewnie będzie musiał wymyślić jakąś dobrą bajeczkę na temat
dlaczego go nie było. Na szczęście jest nadzieja, że nikogo nie będzie to
obchodziło
-Alan?- Zapytała
Róża- Ach… to ty Adrian-Dodała
smutno widząc chłopaka
-Dlaczego myślałaś,
że to Alan? Stało się coś?- Zapytał bardziej ożywiony
Kobieta usiadła na fotelu
kryjąc twarz w dłoniach-Alana nie
ma od wczoraj. Nie wrócił na nic. Boję się o niego. Wiesz, że ma słabe serce-Powiedziała
szlochając
-Poszukam go!- Powiedział
za chwile wybiegając z mieszkania
Nie wiedział, gdzie mógł pójść chłopak, ale zda się na
instynkt. Za nim rzucił się w pogoń po mieście. Jeszcze uprzedził Izabele, że
Alan zaginął. Na szczęście kobieta bardzo chętnie przyjęła prośbę o pomoc.
Biegł zdyszany do miejsca w którym umówił się ze swą
przyjaciółką. Niestety nie znalazł chłopaka pomimo tego, że przeszukał każdy zakamarek
miasta. Miał nadzieje, że chociaż Izabela ma jakieś informacje. Zaczął poważnie
się martwić. Nikt nie znika bez śladu i bez większych powodów. Jedyną opcją
jest, iż został uprowadzony i to najprawdopodobniej nie przez człowieka
-Masz coś?-
Powiedział zdyszany
Kobieta spojrzała na niego smutno kręcąc przecząco głową-Nie znalazłam go-Powiedziała cicho- Jedyne co udało mi się znaleźć to ślad jego
energii życiowej, ale…
-Ale?- Zapytał
dociekliwie
-Była tam jeszcze
inna energia, która mi się z czymś kojarzyła…- Powiedziała cicho
To były tylko jej domysły, ale wydawało jej się, że czuła
tam energię wampira. Każda istota pozostawia po sobie ślad. Każda istota
zależnie od rasy inny. Dlatego czasem łatwo jest wytropić zgubę. Niestety
niektórzy, a zgłasza wampiry stały się mistrzami w maskowaniu swojej i cudzej
energii. Z tego tytułu pogoń za taką istotą jest więcej niż trudna
-Z czym?- Zapytał
dociekliwie- Na litość boską. Iza
powiedz mi, przecież nie możesz tego zatrzymać dla siebie. Każda poszlaka jest
ważna
-Dobrze, już dobrze.
Jestem pewna, że wyczułam tam energię jakiegoś wampira, zadowolony?
Te słowa były jak dzwony, a ich echo nadal rozbrzmiewało w
uchach Adriana. Spotkanie z wampirem najczęściej kończyło się śmiercią w
męczarniach. Oczywiście krwiopijcy z filmów różnią się od tych w
rzeczywistości. Prawdziwe wampiry nie reagują na słońce, aż tak bardzo. Nie
boją się krzyży, woda święcona nie robi im żadnej krzywdy. Jedyne co może
zgubić wampira to zatruta krew ofiary, ale niestety dawno nikt się na to nie
nabrał.
-Dzisiaj sobie
darujmy. W nocy jeszcze trudniej będzie go znaleźć- Powiedziała podchodząc
do przyjaciela
Musieli liczyć się z faktem, że już nigdy nie zobaczą Alana.
Rzadko który człowiek wychodził cało ze spotkania z tą istotą, a jeżeli wyszedł
do był już wrakiem, który nawet w jednej trzeciej nie był podobny po swojego
poprzednika.
Adrian stał już przed swoim domem. Za drzwiami pewnie siedzi
zapłakana Róża łkająca z powodu zaginięcia Alana. Jak ma jej powiedzieć, że już
nigdy go nie zobaczy, bo co? Bo porwał go wampir? Przecież by go wyśmiała i
nazwała nienormalnym. Mogłaby się nawet obrazić, iż żartuje w takiej sytuacji.
Gdy tylko dłoń Adriana spoczęła na klamce ten zmarszczył brwi i obrócił się w
stronę przyjaciółki
-Coś się stało?- Zapytała
zaniepokojona widząc wzrok przyjaciela
-Wejdziesz?-
Zapytał
-Ale… Dobrze-
Uległa pod naciskiem wzroku Adriana. To było trochę dziwne by przyjaciel tak na
nią patrzył. Mogło to oznaczać tylko jedno. Stało się coś w czym będzie
potrzebna pomoc kogoś silnego
Przeszli przez drzwi. Wszystko wyglądało normalnie, ale czy
na pewno takie było, przecież musiał być jakiś powód dla, którego Adrian odczuł
niepokój. Szli bardzo ostrożnie będąc przygotowanym na atak. Nie wiedzieli
czego mogą się spodziewać w tym mieszkaniu. Obaj nie odczuwali żadnej
negatywnej energii.
Nagły rumor w salonie wszystko zmienił. Weszli do
pomieszczenia i doznali poważnego szoku. Spodziewali się każdego, ale na pewno
nie jego.
-Valentine…- Powiedziała
jakby nie wierzyła własnym oczom. Nie miała żadnych wątpliwości to był drugi
filar Lord Valentine
Mężczyzna wstał poprawiając ubranie. Pomógł wstać również
Alanowi, który jakimś cudem znalazł się pod nim
-A mówiłeś, że jej
nie znasz-Powiedział oskarżycielsko. Wskazując palcem na Izabele
***
-Jesteś pewien domine mi?-Zapytał zaciekawiony Nataniel
-Wątpisz
w prawdziwość moich słów?- Zapytał ostro
-Ależ
skąd-Powiedział szybko
To co odkrył Seung było co najmniej intrygujące.
Odkrył, iż pojawienie się wyroczni również zaczęło oddziaływać na ich
otoczenie. Co zwiastowało zerwanie kajdan i ponowne zejście na ziemie. Teraz
musieli jeszcze bardziej zagłębić się w temat. Wiedzieli jedno. Stoi za tym
istota o wiele potężniejsza od nich. Istota, która kilka wieków temu uwięziła
ich w tym miejscu bez możliwości ucieczki. Teraz pojawiła się szansa by wysłać
kogoś na ziemie
----------------
kolejny rozdział ^^
Ten wyszedł mi trochę dłuższy co mnie szczerze zdziwiło. Sam nie wiem skąd wzięły się siły na napisanie tego.
Koniec końców jestem zadowolony z efektów i mam nadzieje, że wy również będziecie
Po przeczytaniu tej części jestem bardziej zadowolona niz zwykle :). Ta część jest niesamowita ^^. Dopiero teraz chyba zaczęłam doceniać Twoje pisanie, z dniem, w którym polubiłam fantasy xd ;). Wcześniej uważałam, że piszesz wspaniale, a teraz to juz wgl.. ^^ czerwone oczy oprawcy ( Valentine?) sprawiły, że skojarzyłam sobie jego postać z adeptą, który umarł ( w jakiejś książce gdzieś coś czytałam o tym jak odrzucający przemianę adepci umierali i rozszarpywali ludzi, wypijając z nich krew.. coś takiego) :D.. ale to już przecież dorosły wampir.. ;) to tylko moje skojarzenia ;). ;D tak czy siak te opowiadanie ubóstwiam <3. /Lila
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa. Naprawdę jestem z siebie dumny, że komuś się podoba ;)
OdpowiedzUsuńCo do tych adeptów rozszarpujących ludzi to...Napewno nie wziąłem tego z książki. Może nieświadomie, ale w każdym razie niczym się nie inspirowałem