Filar pierwszy...Lis
Poranne słońce ze wszystkich usiłowało się wedrzeć przez
zasłonie okno do pokoju. Na biurku przy zapalonej lampce spał chłopak trzymając
w dłoni ołówek. Najprawdopodobniej zmorzył go sen gdy obdarowywał kartkę
kolejnymi liniami. Głośna muzyka dochodząca zza drzwi zmusiła go do opuszczenia
krainy snów. Powoli otworzył powieki prostując się na krześle
-Zabije go-powiedział zaspanym głosem po czym podniósł się i
ruszył w kierunku drzwi. Doszedł do drzwi swojego nowego lokatora i zapukał
kilka razy. Na otwarcie drzwi poczekał tylko chwile
-O Alan wiesz, że tak jakby mi przeszkadzasz w ćwiczeniach
Chłopak zmarszczył brwi-Ja ci przeszkadzam?- powiedział
starając się ukryć podirytowanie w głosie-Jest ósma rano i do tego weekend a ty
mi tu muzykę puszczasz jakby to był jakiś klub a nie dom
-A więc tu cię boli, przepraszam przy muzyce mi się lepiej
ćwiczy. Jak chcesz to mogę trochę ściszyć
-Nie chcę abyś ścichał, chce abyś to wyłączył
-Ktoś tu wstał lewą nogą
-Nawet nie wiesz co ten ktoś może ci zrobić i załóż jakiś
podkoszulek to nie jest burdel tylko mój dom
-Nasz-poprawił go
-Słucham?
-Twoja mama i mój ojciec od jakiegoś tygodnia są po ślubie,
więc jesteśmy braćmi to oznacza, że mam takie same prawa jak ty-Uśmiechnął się
dumnie
Nie wierzył w to co słyszał. Jego mama wzięła ślub bez jego
wiedzy. Oczywiście nie mieli za dobrych stosunków, ale należało by chociaż
powiadomić jedynego syna, że wychodzi się za mąż, coś zabolało go w klatce
piersiowej. Zawsze tak miał gdy się czymś przejął lub za bardzo zdenerwował.
Przyłożył rękę do piersi i osunął się na ziemi próbując się uspokoić.
Adrian widząc co się stało przeżył niemałe zdziwienie-Ej…
Alan wszystko w porządku?
Na odpowiedź czekał kilka minut-Nie powinno cię to
obchodzić-Powiedział cicho Alan, mimo tego, że jego słowa były ciche dała się w
nich usłyszeć ból. Chłopak wstał i powolnym chwiejnym krokiem skierował się w
stronę swojego pokoju lecz nie dane mu to było ponieważ poczuł na swoim
ramieniu silny uścisk
-Chce wiedzieć co się dzieje z moim bratem
-Nie nazywaj nas tak!- krzyknął a potem kolejna fala
przeszywającego bólu zaparła mu dech w piersi wtedy już nie mógł ustać nogi odmówiły
mu posłuszeństwa i gdyby nie pomoc Adriana runął by na ziemie
-Ej, ej co ci jest powiedz
-Zawołaj Róże-wysyczał
-Ok. już lecę a ty tu zostań… Dobra to było głupie, za chwile wracam-Chłopak pozostawił swojego
przyrodniego brata opartego o ścianę a sam pobiegł szukać tej miłej staruszki z
wczoraj
***
Adrenalina robiła swoje ponieważ Adrian w bardzo krótkim
czasie był już w kuchni gdzie zastał krzątającą się po kuchni pulchną kobiecinę
-Boże Adrian coś ty taki zmachany-Zapytała kobieta
Chłopak pokazał na schody-A-A-Alan, coś go zabolało, chyba
serce. Upadł na ziemie, nie wiem co się z nim dzieje. Kazał mi po panią iść
-O matko!.Szybko na górę-Rozkazała kobieta
Byli już na górze gdzie zastali duszącego Alana trzymającego
się za klatkę piersiową-Adrian leć do pokoju Alana w szafce przy łóżku powinien
mieć leki
-Już się robi-Chłopak czym prędzej udał się do pokoju
swojego przyszywanego brata. Rozejrzał się po nieskazitelnie czystym pokoju. Po
do łóżka. Szafka faktycznie znajdowała się przy nim. Otworzył pierwszą
szufladę, wywalił wszystkie papiery lecz leków nie było. Z drugą szufladą
zrobił to samo z takim samym efektem. Pozostała trzecia i zarazem ostania
szuflada z nadzieją otworzył na wierzchu widział jakieś szkice, ale nie
przyglądał im się długo ponieważ na dnie znalazł to czego szukał. Wziął leki i
jak strzała wpadł do przedpokoju-Mam
-Świetnie
Po podaniu odpowiedniej dawki leków oddech Alana zaczął
wracać do normy a z twarzy znikał grymas bólu
-Ależ nam strachu narobił-Powiedziała kobieta-Ale na szczęście
już jest dobrze
-Dzięki za pomoc-Powiedział cicho Alan
-Coś musiało cię zdenerwować i to bardzo
Chłopak spojrzał na Adriana nieodgadnionym wzrokiem-On ci
powie-Alan wstał i żwawym krokiem ruszył do swojego pokoju. Trzasnęły drzwi
-No więc słucham co tak go zdenerwowało
-Ja tylko mu powiedziałem, że jego mama i mój ojciec pobrali
się jakiś tydzień temu. On wtedy złapał się za pierś i potem już było coraz
gorzej
-Matka Alana wzięła ślub nie informując nas? Teraz już
wszystko jasne. Mogłam cię wcześniej ostrzec, że Alan ma niewydolność serca po
ojcu, kiedy coś mocno go zdenerwuje lub zasmuci tak się dzieje
-Po ojcu
-Tak, Pan Konrad był sympatycznym człowiekiem, zmarł na
zawał zanim Alan się urodził. Jego matka zakazała rozmów o jego ojcu w tym domu
-Alan wie, że jego ojciec nie żyje?
-Nie-zasmuciła się kobieta-Jego matka powiedziała, że uciekł
gdy tylko dowiedział się o ciąży. Tylko proszę mu tego nie mówić… boję się, że
jego serce by tego nie wytrzymało
-A więc to tak-Chłopak zamyślił się chwile-Możesz mi
powiedzieć coś więcej o moim bracie?. On sam jakoś nie chce ze mną rozmawiać
***
Śnieżnobiałe prostokątne pomieszczenie w którym znajdowały
się trzy osoby siedząco kolejno, dwie na kanapie i jedna na fotelu obok.
Potężne dębowe drzwi uchyliły się. Do pomieszczenia wszedł młody mężczyzna
-Orion masz gościa-Odezwał się chłopak nie odrywając wzroku
od lusterka stojącego przednim-Widzę. Jak poszło ci zawiadomienie filarów?
-Niezbyt dobrze. Zacznę od tego, że niektórych nie mogłem
znaleźć. A kończąc na tym iż niektórzy nawet nie chcieli słuchać o przebudzeniu
-To niedobrze-Mężczyzna z hukiem zamknął książkę-W ogóle
ktoś zgodził się ją bronić?
Chłopak kiwnął potwierdzająco głową-Tylko lis
-Tylko? Boje się, że jedna osoba nie wystarczy do ochrony…
Cóż dziękuje ci za pomoc Cyrusie
-Przyjemność po mojej stronie-Chłopak ukłonił się i wyszedł zamykając za sobą drzwi
-Ależ oni są nieodpowiedzialni
-A czego się spodziewałeś po tych aroganckich bestiach?-
Zapytał mężczyzna wpatrujący się w lusterko
-No nie wiem przynajmniej jakieś przyzwoitości lub poczucia
obowiązku
-I podobno ty jesteś mądry-Odezwał się trzeci głos w
pomieszczeniu
-Lei nie drwij sobie ze mnie. Nie jestem tu od
przepowiadania przyszłości
-A czego można było się spodziewać, nadal chowają do nas urazę…
Jak dzieci
-Mam ci przypomnieć kto ciągle drze koty ze swoim bratem?
Twarz ostatniej osoby w pomieszczeniu posmutniała na te
słowa-Nie wiem o co on nadal chowa urazę. To tak jakby pierworodność była moją
największą winą
Żółto włosy chłopak żwawym krokiem szedł przez korytarz
mijając to kolejne zakręty, posągi, obrazy i drzwi. Zatrzymał się gdy na jego
drodze stanęła mu dobrze znana postać
-Nie dobrze mi się robi jak widzę jak się przed nimi
płaszczysz. Jakby byli tu najważniejsi
-Nie płaszcze się… Jestem tylko uprzejmy, dobrze wiesz jak
zostałem wychowany bracie
Mężczyźnie stojącemu naprzeciwko Cyrusa drgnęła brew-Mógłbyś
przestać mnie tak nazywać?!
-Nie ważne jak będę cię nazywać to nie zmieni faktu iż
jesteśmy rodzeństwem
Chłopak zacisnął dłoń w pięść-Nie jesteśmy
rodzeństwem-Wskazał palcem na dłoń swojego brata-Odbiorę sobie ten sygnet i
wtedy to ja będę tym ważniejszym bratem
-Przecież jesteśmy na równi-Powiedział ze stoickim spokojem
żółtowłosy
-Broń się!- Krzyknął
Pomieszczenie wielkości gabinetu. Właśnie w tym
pomieszczeniu o szarych ścianach stało biurko z fotelem, po środku stał stół z
dwoma krzesłami. W pokoju również znajdował się kominek, w pomieszczeniu
znajdowały się dwie osoby. Jedna zasiadała przy stole druga zaś przy biurku…
Nagle rozległ się huk. Jeden z mężczyzn wystawił przed siebie rękę po to by
złapać lecący biały proszek. Chłopak spojrzał na niego unosząc brew
-Rodzinne spotkanie
-Właśnie widzę. Jeżeli to dłużej potrwa to rozniosą cały dom
-Przedtem chyba ktoś ich rozdzieli
-Chyba?- Uśmiechnął się i pokręcił głową wstając od biurka-
Masz jakieś wiadomości o temacie numer jeden
-Gdzieś słyszałem, że większość filarów odmówiła współpracy
lub w ogóle nie dało się z nimi skontaktować
-A ta mniejszość ile wynosi?
Zamyślił się-Tylko jeden
-Jeden?!-Zapytał zdziwiony-A któż się zgodził i nie poszedł
za stadem baranów?
-Z tego co mi wiadomo to był Lis-Ponowny huk i tym razem
również posypał się biały proch z sufitu
-Lis?... No, no muszę powiedzieć, że mnie zdziwił
-Ciebie? Niemożliwe- powiedział z udawanym zdziwieniem
-Ha,ha bardzo ci się dowcip ostatnio wyostrzył Alessandro
-Przepraszam nie mogłem się
powstrzymać-Powiedział lekko unosząc kącik ust
-A tak w ogóle kto szukał filarów?
-Cyrus-Odpowiedział stanowczo uprzednio przeczekawszy huk
-Skoro to on szukał to filary z którymi nie mógł się
skontaktować nie żyją albo bardzo dobrze się chowają-Kolejny huk tym razem
głośniejszy. Mężczyzna zmarszczył czoło-Zbieraj manatki przyjacielu, idziemy
nad nimi zapanować, a potem będziemy mieli dość ważnego gościa
-Dość ważnego? Czy to możliwe, że… A czy on się w ogóle
zgodzi? Nie będzie zbyt zajęty?
-Za dużo pytań, poza tym jest mi winien przysługę a ponadto
chodzi o wyrocznie
-Ależ oczywiście
***
Wszedł do pokoju zastając tam niesamowity burdel przy łóżku.
Jego szkice były wywalone ni ziemie. Drgająca powieka zdradzała nastrój
właściciela pokoju-Cóż za brak szacunku- Uklęknął przed porozrzucanymi
rysunkami. Podniósł jeden z nich. Na kartce narysowany był młody mężczyzna o
nieskazitelnej cerze, można powiedzieć, że wyglądał jak młody bóg .Ubrany był w biały garnitur. Włosy mężczyzny były
koloru żółtego, bo bokach miał on wygolone pioruny, włosy w tamtym miejscu były
przemalowane na biało. Na ręce która zasłaniała prawe oko widniał pierścień w
oryginalnym kształcie. Chłopak jeszcze przez chwile patrzył na swoje dzieło aby
następnie schować je razem z resztą powrotem do szuflady. Podszedł do biurka
gdzie leżała kartka na której narysowana była szczupła kobieta ubrana w lisie
futro. Postać była bez twarzy widocznie chłopaka prędzej zmorzył sen, a teraz
nie może sobie przypomnieć jak wyglądała głowa kobiety. Drzwi od pokoju
otworzyły się a w przejściu stanął Adrian
-Czego?
-Dzisiaj na obiedzie będę miał gościa, chciałbym żebyś o tym
wiedział
-Dziękuję, że mnie informujesz. W takim razie zjem w pokoju
by wam nie przeszkadzać w spotkaniu
-Spokojnie możesz zjeść z nami w salonie
-Chyba nie ma takiej potrzeby
-Skoro nie chcesz to my zjemy tutaj z tobą
Alan zmarszczył brwi-Słucham?
-To co słyszałeś, jeżeli nie zjesz z nami obiadu w salonie
to my zjemy u ciebie
-Szantaż?
-Być może… To jak będzie?
-Zjem obiad, ale pod warunkiem, że nie będziecie wchodzić do
mojego pokoju
-Załatwione
-Świetnie-Alan wziął kosz pełen różnych papierów i podał go
swojemu przyrodniemu bratu
-A to co?
-Moje niedokończone rysunki. Proszę abyś to wyrzucił
-Tylko rysunki
-Tak, kosz na śmieci mam gdzieś indziej
Adrian już wychodził kiedy Alan kazał mu się zatrzymać po to
by mógł wrzucić jeszcze niedokończony rysunek kobiety
***
Chłopak zamiast wyrzucić papiery do kosza zaniósł je do
swojego pokoju. Wysypał zawartość worka na środek pokoju po czym odstawił kosz obok i ukląkł
przed papierami. Jedno musiał stwierdzić, Alan miał niesamowity talent do
rysowania. Nie rozumiał dlaczego wszystkie rysunki nie mają twarzy, ale i bez
tego były bardzo dobre. Dźwięk przychodzącego sms’a przerwał oglądanie szkiców
<Fox>
Ej… weź mi otwórz bo
ten baran przed bramą nie chce mnie wpuścić
Pośpiesz się na
dworze jest strasznie zimno! Więc widzę cię tu w tej chwili
<Ja>
Czekaj już lecę
Adrian ubrał kurtkę, buty i stał już przed otwierającą się bramą. Uśmiechnął się na widok dobrze znanej mu osoby
-No hej, długo musiałam czekać żebyś wreszcie
przylazł-Powiedział rudowłosa dziewczyna o szmaragdowych oczach
-Przepraszam, ale najpierw chyba musiałem się ubrać, nie
miałem zamiaru marznąć
-Aha to znaczy, że ja mogła?
Siedzieli już przy stole czekając na obiad i ostatniego
członka dzisiejszego obiadu czyli Alana. Ich rodziców nie będzie na posiłku a
nawet jeżeli by byli to Alan na pewno nie chciał by przebywać w tym samym
pomieszczeniu co jego matka. W końcu zjawiła się brakująca osoba. Alan usiadł
naprzeciwko pozostałej na swoim ulubionym krześle
-Alan poznaj proszę Fox
-Przestań mnie w końcu tak nazywać-Uderzyła go lekko w ramie-Nazywam
się Izabela- wypięła dumnie pierś-Ale możesz mi mówić Iza
-Raczej Izka- Wtrącił Adrian za chwile dostając z otwartej
dłoni w tył głowy- Au…
-Ja ci zaraz dam Izka- Zdenerwowała się kobieta
-Ależ wy się kochacie-Kłótnie przerwał opanowany ton Alana
Adrian i Iza zaczerwienili się-Nie prawda jesteśmy tylko
przyjaciółmi-Powiedzieli niemal identycznie
Alan zaśmiał się cicho i pokręcił głową-Czas na
obiad-Przybyła Róża niosąc garnek z zupą
Adrian i jego gość siedzieli już w pokoju razem oglądając rysunki stworzone przez Alana
-Ależ on ma talent, tylko pozazdrościć
-To akurat fakt, zastanawia mnie dlaczego je wyrzucił i
dlaczego nie są one skończone
-Może nie miał pomysłu na twarz-Kobieta podniosła kolejną
kartkę-O jaki śliczny!- krzyknęła z zachwytu
Chłopak spojrzał na kartkę-Pasuje do ciebie, w końcu to lis.
A tak w ogóle to dlaczego się spóźniłaś?
-Dostałam zadanie-Odparła dumnie
-Jakie? bo nawet nie pytam od kogo
-Nawet nie pytam od kogo- przedrzeźniała go-To była akurat
całkiem ważna osoba
***
-Po co żeś go tu zaprosił?! Nie chce widzieć tego
aroganckiego dupka-Krzyknął Orion
-Ktoś taki jak ty używa takiego słownictwa. Tego się nie
spodziewałem-Stwierdził Alessandro
-Zaprosiłem go ponieważ tylko on może stwierdzić w jakim
stanie są filary-Odezwał się chłopak rozwalony na kanapie
Wielkie drzwi otworzyły się z taką łatwością jakby nic nie
ważyły. W przejściu stanęły trzy osoby. Dwaj mężczyźni i jedna kobieta. Panowie
byli ubrani w garnitur z czarną opaską na przedramieniu. Kobieta zaś była
ubrana w białą garsonkę. Na przedramieniu również miała czarną opaskę
-Przybyli-Stwierdził chłopak podnosząc się z kanapy i
kierując się w stronę mężczyzny stojącego pomiędzy swoimi towarzyszami-Witaj
drogi przyjacielu, kupę lat minęło od naszego ostatniego spotkania. Grace
bardzo ładna fryzura
-Faktycznie minęło już trochę czasu. Doszły mnie słuchy, że
stało się to na co czekaliśmy
-A no stało się, ale jest problem
-Mianowicie?
-Tylko jeden filar zgodził się pełnić swoją starą role
-A reszta odmówiła?
-Część… Chciałbym ciebie prosić o sprawdzenie czy ci z
którymi Cyrus nie mógł się skontaktować żyją czy może już przeszli na tamtą
stronę… Proszę-Wyszczerzył białe ząbki
----------------
To co tworzysz jest czymś fantastycznym . Oczekuję Cię autorze na stronie lol24..
OdpowiedzUsuńDzięki za miłe słowa :)Co do profilu na stronie lol24 jest wyjaśnione iż zawieszam tam działalność..
Usuń