Domator
Valentinie wysłuchał całej
historii swojego przyjaciela i gdyby nie widział rozmówcy, nie uwierzyłby w
żadne jego słowo. Zawsze widział w nekromancie kogoś potężniejszego od siebie,
nie można ocenić czy jego przypuszczenia były trafne. Wbrew pozorom nekromanta
własnymi rękoma walczy naprawdę rzadko. W każdym razie wampir nie widział tej
osoby bardzo angażującej się w jakąś walkę. Jednak jedno mógł powiedzieć.
Każdą, choćby najprostszą brał bardzo poważnie.
Nadal pamięta jak pierwszy raz zdarzyło
mu się zaobserwować walkę Matthiasa. Właśnie wtedy nabrał do niego tak
wielkiego respektu. Nie codziennie, przecież widzi się taki styl walki. Inni
mogliby nazwać nekromantów tchórzami chowającymi się za trupami. Jednak taki
ktoś zapewnie nie zastanawiałby się ile taka osoba poświęciła, by mieć to co
ma.
Nekromanci zawsze byli
postrzegani jako zło, przed spotkaniem wyroczni. Matthias prawie codziennie był
zmuszany, by walczyć z paladynami, którzy za swoją misje uważali wyeliminowanie
kogoś kto para się tą paskudną dziedziną. Jakież było zdziwienie na twarzy
samego nekromanty, kiedy to pewna kobieta zaproponowała mu dołączenie do niej.
Skuszony czekającym spokojem, zgodził się. Jednak już od samego początku było
widać, że nie pasuje do reszty filarów. Zawsze był sam… Brzydzili się nim, ale
nie wszyscy, wyrocznia zawsze potrafiła z nim spokojnie porozmawiać, a za jej
śladem poszło parę innych filarów, którzy zaczęli być ciekawi nowego członka
ich rodziny.
-Słyszę to co
mówisz, ale nadal nie chce mi się w to wierzyć-Przyznał- Myślisz, że to mogli
być paladyni? Wiesz… Cyrus wrócił, więc mógł na nich jakoś zadziałać
-Nie,
nie-Pokręcił głową krzyżując ręce na piersi-Na pewno nie byli to paladyni, nie
powiedzieli do jakiej organizacji należą, a sam wiesz jak te błazny lubią
chwalić się kim są i jakie rangi osiągnęli, prawda?
Lord pokiwał jedynie głową
przyznający tym samym racje przyjacielowi
Jakby nie patrzeć. Rozmowa jaką
przeprowadzili nie przyniosła na pewno nic dobrego, wniosła natomiast kilka
nowych wątków, a wśród nich był tajemniczy nowy przeciwnik.
Valentine już teraz widział, że z
przybyciem boga, wszystko natychmiast zaczęło się komplikować, zaczął panować
jakiś chaos. Cyrus najpewniej też zdawał sobie z tego sprawę. Jakby teraz na to
spojrzeć, to zabicie Corneli było zwykłym popisem. Chciał pokazać, iż znów
świat ma drżeć przed potęgą istot boskich
-Cornelia
odeszła-Powiedział nagle po chwili ciszy-Czy byłaby szansa na…- Mówił niepewnie
-Nie
kończ-Poprosił- Kiedyś już ci to chyba tłumaczyłem, prawda?- Zapytał ze
smutkiem w oczach-Chcesz bym zrobił z niej jakąś kukłę, która nie posiada
własnego rozumu
-Nie chce
tego!- Powiedział natychmiast- Chciałbym tylko jeszcze raz z nią
porozmawiać-Przyznał- Nawet jeżeli miałaby to być kłótnia-Uśmiechnął się lekko
Samo wskrzeszenie ciała dla
nekromanty nie jest specjalnie trudne, może to robić bardzo szybko lub bardzo
wolno. Czas zależy od tego jak bardzo dany sługa ma być użyteczny i silny. Z
duchami jest jednak inaczej, ponieważ są one bezpośrednio połączone z bogami.
Za jednego wskrzeszonego ducha trzeba poświęcić trzy niewinne dusze, tak
przynajmniej jest w niepisanym prawie. Sprawy jednak wyglądają zupełnie inaczej
trzeba się targować z bogami śmierci o to ile dusz trzeba poświęcić. Bywały
takie przypadki, kiedy zażądali oni naprawdę wysokiej ceny, była nawet legenda
opowiadająca o nekromancie, który chcąc odzyskać swoją ukochaną musiał zebrać
sto dwadzieścia jeden kobiecych dusz, musiał zapłacić naprawdę wysoką cenę, by
jego ukochana mogła wrócić do „życia” Legenda jednak nie wyjaśnia czy mu udało
mu się w końcu spełnić warunek. Właściwie historia kończy się na wystawieniu
przez boginię śmierci swojego asa. Warunek był prosty „Wygraj, a oddam ci
ukochaną”
Matthias wiele razy zastanawiał
się czy temu nieszczęśnikowi się udało, nawet przez kilka lat szukał
dokończenia tej historii. Jednak zdawało się, że takowego nie posiadała. Laid sam
przechodził przez to samo, umarła jego ukochana i chciał ją odzyskać. Jednak
dzięki wyroczni nie musiał płacić, ona poprosiła, a bogowie spełnili jej
prośbę. Nadal pamięta pod jakim był zdziwieniem.
-Kiedyś i tak
się spotkacie-Powiedział cicho- Nawet bogom zdarza się umrzeć, wystarczy się
tylko trochę postarać, prawda?- Zapytał uśmiechając się lekko
Valentine i tym razem nie
odpowiedział. Jedynie uśmiechnął się i pokiwał twierdząco głową.
***
W tym samym zamku, a konkretnie w
jego mniej używanej części znajdował się Alan, został poproszony o opuszczenie
ciepłego pomieszczenia, w którym odbywała się rozmowa starych przyjaciół.
Chciano w ten sposób uniknąć zbędnych pytań ze strony chłopaka, a zarazem nie
chcieli go martwić tym jak sprawy obecnie wyglądają. Jest zwykłym
śmiertelnikiem… Jest zbyt słaby, by mógł cokolwiek zdziałać.
Usiadł po turecku opierając się o
jedną ze ścian. Wszystkie korytarze w tym zamku wydawały się tworzyć jeden
wielki labirynt, w którym naprawdę można było się łatwo zgubić. Jednak Alan
jeszcze tego nie zrobił, dobrze wiedział jak dotrzeć z powrotem pod ciepły
pokój.
Leniwie rozglądał się po
pomieszczeniu spec lanie dla niego oświetlonym. Było tak jak powiedział
Valentine. On nie musiał mieć zapalonych świec czy nawet rozpalonego kominku,
nie czuł chłodu bijącego od tych ścian, więc nie dbał o to… Zrobił, to tylko dla
człowieka, dla tak kruchej istoty. Alan źle się z tym wszystkim czuł, nie
wiedział kompletnie co ma myśleć. Jednego dnia nazywają go wyrocznia, a jakiś
czas potem nawet nie chcą niczego powiedzieć… Czuł się bardzo bezsilny.
Wiedział, że nie może nic zrobić, bo na
pewno skończy się to źle.
-Kim ja
jestem?- Zapytał raczej sam siebie
Uśmiechnął się na jedną ze swoich
myśli, chyba naprawdę zaczął wariować, skoro zaczął mówić sam do siebie. Jednak
chyba można mu tę rzecz wybaczyć, prawda? Powinien był się załamać i tyle.
Chciałby w to wszystko po prostu nie wierzyć, ale nie może tego zrobić. Widział
wszystkie te rzeczy i potrzeba raczej cudu, by mógł o nich wszystkich zapomnieć.
Jego życie tak naprawdę skomplikowało się z dnia na dzień, a on nie miał na to
zbyt dużego wpływu… Chciał im tylko trochę pomóc. Jednak został wciągnięty w
coś o wiele większego… Bał się swojej nadchodzącej przyszłości i martwił się
zarazem o Adriana i Izabele, przecież nawet nie wiedział czy oni żyją, sam
widział jak Cyrus z dziecinną łatwością zabija tamta kobietę… Właśnie! Cyrus,
on też wziął go za wyroczni, więc to musi być prawda, nie ważne jakby była
przerażająca. Zastanawiał się jakim cudem właśnie on jest wyrocznią, osobą,
którą chcieli chronić dosłownie wszyscy. Nawet nie wiedział jaką była kobietą…
Chciałby móc z nią porozmawiać i dowiedzieć się co ma robić… Jednak to jest
niemożliwe.
Sam nie wiedział dlaczego, ale
złapał się za serce. Nie bolało go, ale miał złudną nadzieje, iż to coś pomoże,
miał nadzieje, że dzięki temu znajdzie odpowiedź choćby na jedno pytanie z tak
wielu, które teraz go otaczały.
Podniósł się w pewnej chwili i
ponownie zaczął wędrować po całkowicie obcym mu miejscu. Nawet nie wiedział
jakim cudem jeszcze nikt nie znalazł tego zamku, przecież satelity, samoloty
czy nawet ludzie musieli kiedyś go chociaż zauważyć. Postanowił się dłużej nad
tym nie zastanawiać, uznał po prostu, że nie jest to teraz jego najważniejszy
problem jaki bezpośrednio go dotyczy.
W pewnym momencie się zatrzymał
patrząc na jedną ze ścian. Wisiał na niej obraz, który wydawał mu się być znajomy, nie wiedział skąd, ale znał
miejsce, które malarz namalował naprawdę realistycznie. Nie mógł powiedzieć,
gdzie ono konkretnie jest, ale czuł, że kiedyś tam był „Czy to jedno ze
wspomnień wyroczni?” Zapytał sam siebie w myślach, nie wiedział czy być
przerażonym czy zastanawiać się jak można to dobrze wykorzystać.
***
Powoli otworzyła oczy przed
którymi miała gwieździste niebo… Żyła, nie wiedziała jak to się stało, ale
oddychała. Co prawda była obolała i to nawet bardzo. Jednak ten fakt nie był
teraz najważniejszy, podniosła się ostrożnie i zmarszczyła czoło, ponieważ nie
znała miejsca, w którym się znajdowała. Była na jakiejś plaży, a przed nią
znajdowała się jakaś duża woda, nie mogła stwierdzić czy to było morze czy
ocean. Szybko zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Miała
szczerą nadzieje, że jest w tym samym miejscu co ona… A co ważniejsze miała
nadzieje, iż jeszcze oddycha.
Nie zastanawiając się długo,
poderwała się i wbiegła w las znajdujący się za nią. Jeżeli chce znaleźć Adriana
musi przeszukać choćby najmniejszy zakamarek tej wyspy, dla zwykłego człowieka
byłoby to pewnie trudne, ale ona nie jest śmiertelnikiem, więc długo nie
powinno jej to zająć.
***
Groźne warknięcie wydostało się z
jego gardła, był naprawdę zły na osobnika znajdującego się przed nim… To
właśnie przez niego zginęła Cornelia, był tego niemalże pewien, a jeśli nawet
tego nie zrobił to musiał w tym jakoś maczać palce. Adrian postanowił się nie
ograniczać. Jest na tyle zdeterminowany, by zabić stojącego przed nim maga,
który już niejednokrotnie uprzykrzał mu życie, nie ważne czy to było sto,
dwieście czy nawet pięćdziesiąt lat temu… Wilkołak chciał zakończyć żywot tego
szczura tu i teraz.
-Adrian…-
Zaczął- Ja wszystko ci wytłumaczę, naprawdę-Powiedział ze kruchą w głosie
-Nie mam
zamiaru tego wysłuchiwać-Powiedział, a w tym samym czasie jego oczy zaczęły
przypominać raczej księżyc niż normalne ludzkie oczy
-Że też nie
mogłeś obudzić się później…- Powiedział cicho
Normalnie Michael nie bałby się o
wynik tego pojedynku. Jednak teraz były dwa czynniki, które działają na jego
niekorzyść. Pierwszym z nich było przyzwanie smoka. Każdy wie, że te istoty są
odporne na każdy rodzaj magii. Jednak dzięki odpowiednim artefaktom można je
zmusić do posłuszeństwa, niestety owe przedmioty chłoną energie jak gąbka, a
oni lecieli całkiem długo, jaki z tego wniosek? Verbrande jest kompletnie
wykończony. Drugi czynnik pochodzi bezpośrednio od Adriana, wilkołaki to
zwierzęta, bestie stworzone przez bogów do mordowania ludzi i zwierząt… Byli
swego rodzaju czyścicielami jeszcze nim cywilizacja ludzka się tak bardzo
skolonizowała świat. Pomimo swojego pochodzenia wcale nie byli zacofaną rasą,
naprawdę wiele się nauczyli o uczuciach i z czasem coraz bliżej im było do
ludzi niż do zwierząt. Wkrótce zaczęli posługiwać się uczuciami… Można
powiedzieć, że to był jeden z największych błędów ich życia. Uczucia, a
zwłaszcza te zbyt mocne powodowały powrót do wilczej formy, chyba nie trzeba
wyjaśniać jak śmiertelnicy poczęli się zachowywać widząc takie coś? Wilkołaki
uznały to za swego rodzaju karę od bogów, karę za to, że zaczęli pouchwalać się
z kimś kogo mieli tępić, Akropol postawił warunek „Zgładźcie tysiąc ludzkich
istnień, a pozwolimy wam żyć jak dotychczas” Nie posłuchali się tego, nie
zabili tylu osób. Nawet nie chcieli tego robić. Oczywiście były przypadki,
kiedy któryś z wilków nie wytrzymał, były to jednak rzadkie wypadki… Tak
właśnie od wilkołaków odwrócili się bogowie. Ludzie jednak nie docenili tego
miłosierdzia z ich strony, zaczęli na nich polować, a co za tym idzie i
prześladować, poczęli się chować po lach… Nie mieli już naprawdę nic, oprócz
naprawdę wielkiej siły fizycznej.
-A co mógłbyś
wtedy zrobić, co?!-Warknął przekrzywiając lekko głowę- Mógłbyś nas wtedy
spokojnie zabić? Myślałeś, że to będzie takie łatwe?!
Michael westchnął ciężko, spotkał
się z taką sytuacją już nie raz i doskonale wiedział, że nawet nie ma co
dyskutować ze wściekłym wilkiem. Wszystko byłoby jednak w porządku, gdyby tylko
był w pełni sił, wtedy nie musiałby się bać, że skończy jako gryzak dla psiaka.
-Morgana
naprawdę poskąpiła wam rozumu, prawda?-
Syknął
Doskonale zdawał sobie sprawę jak
bardzo Adrian nie cierpi bogów. Jednak mag chciał w ten sposób pokazać, że
wcale nie obawia nieuchronnego starcia. Najpewniej tylko to powstrzymuje teraz
tę bestię przez rzuceniem się do szyi maga.
-Igrasz z
ogniem Verbrande- Kolejne słowa, które coraz mniej przypominały ludzką mowę, a
zwykłe warknięcia
-Ogień to dla
mnie ni nowego-Uśmiechnął się szyderczo- Jeżeli chcesz to szybko zakończyć,
wystarczy mnie teraz zaatakować, a potem gnić w ziemi, nie zapominaj, że jestem
szóstym filarem, a ty tylko marną dziewiątką-W jego głosie można było wyczuć
wyraźną kpinę.
Adrian już tego nie wytrzymał.
Teraz w miejscu gdzie stał chłopak był ogromny wilk, którymi swoimi srebrnymi
ślepiami patrzył na swą ofiarę. Już jego obnażone kły mówiły co ma zamiar
zrobić z Magiem. Tym razem to nie były żarty. Wilkołaki po przemianie były
naprawdę groźne. Adrian nawet walcząc z Cyrusem nie uległ transformacji, a
przecież ten zabił Cornelie… Teraz trzeba się jedynie domyślić jaki żal ma do
Michaela, skoro dopiero przy nim dokonała się przemiana, gdyby nie sytuacja w
jakiej mag się teraz znajduje. Najpewniej byłby z siebie dumny, że do takiego
czegoś doprowadził.
Verbrande oczywiście nie
pozostawał obojętny i już za chwile w jego dłoniach płonęły dwie ogniste kule,
którymi najpewniej mag rzuci, gdy tylko przeciwnik zacznie na niego szarżować.
Jednak do tego czasu nie ma zamiaru ich używać.
I zaczęło się, bestia z impetem
ruszyła na maga, jak można się domyślić ten trafił w niego, ale na jego
nieszczęście wilkołak zdawał sobie nic z tego nie robić, oczywiście Michael
przywołał jeszcze kilka podobnych broni jednak na jego obecnym poziomie mocy na
za wiele nie mógł liczyć, gdy napastnik był tuż, tuż. Stało się coś czego
nigdy, by się nie spodziewał, był uratowany. Przed nim ubrana w kolorową szatę
stała Izabela, której dziewięć ogonów falowało w różne strony.
-Adrian…
Opamiętaj się-Powiedziała spokojnie
Wilk teraz patrzył na kobietę
przechylając lekko głowę z jednej strony na drugą, jego uczy tylko czasami
lekko drgały to wszystko mogło dawać wrażenie, iż wilkołak naprawdę słucha
kobiety. Jednak czy tak było naprawdę chyba nikt nie wiedział. Dla Michaela
liczyło się tylko to, że Adrian nie chce go pożreć.
-Zastanów się
czy taki śmieć jest godny tego byś go mordował
Z twarzy maga natychmiast znikła
ulga, gdy usłyszał słowa lisicy. Już teraz wiedział, że skoro nie Adrian to z
pewnością ona wyśle go na drugą stronę… Swoją droga musiał przyznać, że używają
w stosunku do niego bardzo ciepłych słów. Teraz żałował, iż narażał własne
życie, by ich uratować.
Właśnie tam, gdzie jeszcze przed
chwilą stał wilk. Teraz leżał Adrian, który wyglądał na naprawdę wykończonego.
Jak można się domyślić przemiana nie jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy.
Niestety te, które pojawiają się po bardzo długiej przerwie są jeszcze
boleśniejsze niż powinny, teoretycznie do przemiany powinno dochodzić każdej
pełni. Jednak ta rasa znalazła sposób, by nie musieć tego przechodzić, a
właściwie oni znaleźli kogoś kto dał im rozwiązanie.
-Niech ten
drań się do mnie nie zbliża-Powiedział słabo-Jeżeli to zrobi to nawet ty mnie
nie powstrzymasz…- Zagroził
-Słyszałeś!-
Powiedziała nieco za głośno
Tak samo jak Arian, i Izabela
wróciła do swej ludzkiej postaci, która co prawda była mniej zachwycająca, ale
jednak była bezpieczniejsza.
-A teraz
łaskawie nam powiedz gdzie jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy?- Powiedziała
udając spokojną, ale niezbyt jej to wychodziło
-Jesteście na
oceanie atlantyckim, a konkretnie na mojej wyspie, w moim domu-Powiedział bez
zawahania
-Więc to tu
ukrywałeś się przez ten cały czas?- Zapytała rozglądając się
-Tak, całe
trzysta lat… Choć byłby małe przerwy, ale nie większe niż rok
-Iza-Przypomniał
o swojej obecności Adrian
-Ach, tak,
tak-Powiedziała szybko wyraźnie chcąc wrócić do pytań, które miały dopiero paść-Dlaczego
tu jesteśmy?
Mag przez chwile milczał, co mógł
powiedzieć? Że ruszyło go sumienie i łaskawie przybył im na ratunek? Nie chciał
się do tego przyznawać, ale niestety nie miał innego wyjścia. Wiedział, że to
ich zaskoczy, przecież Verbrande w życiu nikogo nie uratował, nikim się nie
przejmował na dłuższa metę.
-Poczułem się
winny śmierci Corneli, dlatego przybyłem na miejsce bitwy i uciekłem razem z
wami
Nie chciał używać słowa
„Uratować” Ponieważ nie bardzo wiedział jak oni mogą na nie zareagować. On sam
nie chciałby, być ratowany przez kogoś kto się tak zachowuje, niestety jasnym
jest, iż właściwie to zrobił, nawet bez używania tego słowa jest to bardzo
oczywiste i tylko kompletny idiota nie zdawałby sobie z tego sprawy.
Adrian i Izabela popatrzyli po
sobie niepewnie.
***
Siedział na swoim miejscu, które
bezapelacyjnie od bardzo dawna do niego należało, dobrze pamiętał kto koło
niego siedział. Jednak teraz nie ma nikogo obok niego, dopiero na końcu stołu
znajduje się jego brat, który teraz ze znużeniem przejeżdża wzrokiem po
wszystkim obrazach w sali. Zapewne także wspomina czasy, kiedy byli tu całą
ósemką… Tak, byli wtedy nazywani czarną ósemką, boskimi katami. Co prawda nadal
na dźwięk ich imion osoby pamiętające drżą. Jednak te nowe nawet nie zdają
sobie sprawy z tego, iż istnieją takie byty.
-Wiesz po co
cię szukałem?- Zapytał nagle
Nataniel uniósł głowę i spojrzał
na Seunga, pokiwał przecząco głową tym samym dając mu do zrozumienia, iż nie ma
nawet najmniejszego pojęcia, dlaczego tu jest. Oczywiście tym samym liczył na
jakieś wyjaśnienia, ale nie musiał ich dostawać, nie mógł również zażądać, w
zasadzie nie może nic zrobić póki Seung mu nie pozwoli.
-Ehh… Jak
zapewne wiesz, Cyrus jeszcze nie wrócił, a kwestią czasu jest nim Orion lub
reszta tej hołoty zorientuje się, iż nie ma go na akropolu-Powiedział poważnie-
Jak wiesz, jako pierwszy bóg chce z nim porozmawiać w tym miejscu. Jestem
ciekaw co ma mi takiego do powiedzenia. Zastanawiam się jak zareaguje na czyny,
których się dopuściłem
-Razem się
dopuściliśmy-Poprawił go tym samym naprawdę wiele ryzykując
Seung uśmiechnął się lekko na
chwile
-Tak, chyba
masz racje. Razem zabiliśmy własne rodzeństwo, całą trójką… Jak myślisz? Będzie
miał jakieś wspomnienia, nawyki?
Trzysta lat to teoretycznie nie
jest długi czas dla boga. Jednak spędzając go na akropolu czują się dokładnie
tak jakby minęło co najmniej trzy tysiące lat. Była to jedna z zagadek tego
miejsca, ale nie najważniejsza, ponieważ ta, a raczej te siedzą zamknięte za
specjalnie chronionymi drzwiami, tak by nie mogłyby się wydostać. Brzmi
okrutnie, prawda? Kara odosobnienia za coś na co nie miało się choćby
najmniejszego wpływu… Tak, bogowie są niesprawiedliwi i samolubni.
-Jeżeli Cyrus
nadal będzie sobie tak mizernie radził, będę zmuszony posłać cię na ziemie byś
mu pomógł-Oznajmił nagle
Nataniel jedyne co zrobił to
ukłonił się. Wiedział, że akurat w tej kwestii nie ma za wiele do powiedzenia.
Seung rozkazał, więc zadanie musi zostać wypełnione, szczerze powiedziawszy Nataniel
już przygotowywał się do wizyty na ziemi. Wiedział, iż Cyrus nie poradzi sobie
z takim zadaniem… Ten bóg jest po prostu zbyt dobry, by wypełnić misje.
***
Kolejny stary cmentarz jaki
przyszło im odwiedzić, nie byli z tego powodu jakoś specjalnie szczęśliwi, ale
narzekać też nie mogli. Nie byli nauczeni tego robić. Zawsze wykonywali
polecenia swojego mistrza, więc i tym razem, gdy tylko dostali zadanie.
Zorganizowali się i ruszyli, by mieć to wszystko za sobą, nie wiedzieli czy ta
misja będzie trudna, czy może wręcz przeciwnie i będzie zadziwiająco łatwa.
Było tak jak zawsze, mieli kogoś unicestwić.
-Jesteś pewna,
że to tutaj?- Zapytał rozglądając się niepewnie
-Tak… Myślę- Przyznała
dość niepewnie-Numer dwa nauczył mnie jak wyczuwać moc naszego celu, ale…- Zamilkła
-Ale?- Zapytał
dociekliwie
-Kompletnie
nic tutaj nie wyczuwam… Jednak jestem pewna, że to właśnie miejsce, które
wskazał nam mistrz-Przygryzła dolną wargę
-Ehh… -Westchnął-
Więc się rozdzielamy… Wy idziecie tam-Wskazał szybkim ruchem ręki- A ja w
przeciwną stronę, chyba nie muszę mówić, że w przypadku odnalezienia celu
natychmiast się informujemy, prawda?- Zapytał raczej patrząc na olbrzyma niż na
drobną kobietę stojącą przed nim
Rozdzielili się, ale nadal nie
było pewnym czy odnajdą swój cel… Teoretycznie nawet nie wiedzą jak wygląda,
ich wiedza ogranicza się do położenia i rasy tej istoty, nie mają zabić
jakiegoś zwykłego człowieka, ponieważ to byłaby zwykła strata czasu, ich celem
jest wampir, który rzekomo mieszka na tym cmentarzu. Kompletnie nie mieli
pojęcia dlaczego mistrz chce się go pozbyć, ale nie dyskutowali.
Wiedział jak bardzo wyróżniali się
w tym miejscu, on sam miał włosy koloru srebrnego, a do tego dochodzi jego
towarzysz, który wygląda jak wielka góra mięsa, zaś kobieta chyba była
najbardziej normalna z nich wszystkich, nie różniła się praktycznie niczym od
pozostałych ludzi , można spokojnie powiedzieć, że trochę jej tego zazdrościł.
Zatrzymał się przed wrotami do
jednej z rodzinnych krypt, nie pasowało mu coś w niej, sam nie mógł do końca
stwierdzić co to było, może przeczucie? W każdym razie uniósł dłoń do góry, a wkrótce
z końcówek jego palców zaczął wydobywać się srebrny był, który zapewne był
dobrze widoczny w całego terenu cmentarze, było to i może mało potajemne
zawiadomienie towarzyszy, ale raczej nie ma tutaj nikogo kogo musieliby się
bać.
-I co o tym
myślisz?- Zapytał, gdy ponownie byli w komplecie
-Sedrik,
właśnie znalazłeś nasz cel-Powiedziała w pełni przekonana
-Świetnie!- Rzekł
uradowany- Wielkoludzie rozwal te drzwi-Wydał rozkaz
Chłopak był wyższy rangą, więc
takie coś było dla nich w pełni normalne. Mężczyzna nawet się nie zawahał i
swoją potężną pięścią roztrzaskał drzwi w drobny mak, a gdy to zrobił uleciał z
nich jakiś różnokolorowy pyłek, podejrzenia Tali się sprawdziły, były one
zapieczętowane jednak zabezpieczenie nie wytrzymało siły z jaką zaatakował jej
towarzysz.
-Ja i Talia
idziemy, a ty tu zostań-Powiedział wchodząc do krypty
-Co?!-Ryknął-Dlaczego
nie mogę iść z wami?- Zapytał zdenerwowany
Chłopak zatrzymał się i
natychmiast wrócił do swojego towarzysza, właśnie dlatego tak bardzo nie lubił
wykonywać z nim misji, może i miał wielkie mięśnie, ale ten najważniejszy był daleko
w tyle za resztą…
-A jak masz
zamiar tam wejść, co?- Zapytał wskazując na przejście, które było zdecydowanie
za małe-Robię to dlatego, że jesteś zbyt wielki olbrzymie
Dopiero po takich słowach mogli
ruszyć schodami w dół do miejsca, gdzie zapewne przebywa wampir. Miał nadzieje,
że półgłówek wytrzyma i nie zechce za nimi iść… To byłaby prawdziwa katastrofa,
ponieważ niektórych korytarzach tego
miejsca i oni się nie mieścili, bardzo było widać, iż ten kto tu mieszka nie
miał zamiaru nigdy wychodzić.
-Przepraszam
cię za niego-Powiedziała w pewnej chwili Talia
-Naprawdę nie
masz za co przepraszać-Uśmiechnął się lekko-Przyzwyczaiłem się już do tego jaki
nasz towarzysz jest
Kobieta na jego słowa jedynie się
uśmiechnęła
W końcu dotarli, co prawda było
kompletnie ciemno, ale im to nie przeszkadzało, mieli zdolność widzenia w
mroku, w którym spędzili naprawdę bardzo dużo czasu, z pozoru pomieszczenie wydawało
się być kompletnie puste, kompletnie nic. Nawet jednego mebla, na pewno byli
pewni, że są we właściwym miejscu, ponieważ tu moc wampira była najbardziej
wyczuwalna.
Skinęli głowami dosłownie w tym
samym czasie, kobieta wyjęła niewielką fiolkę, w której znajdowała się jakaś
czerwona substancja. Nie była to krew, ale swego rodzaju wabik na wampiry,
który sprawiał, że natychmiast chciałby wbijać kły w istotę, która ma taką
pachnącą krew.
Wystarczyła jedna kropla, która
padła na ziemie, by w pomieszczeniu rozległ się stłumiony krzyk, popatrzyli po
sobie, a następnie na klapę, która znajdowała się na ziemi, a która teraz
usilnie próbowała być otworzona przez jakąś istotę. Jak można się domyślić owa
klapa była zapieczętowana i to najpewniej potężniejszym zaklęciem niż drzwi.
Sedrik wyjął srebrną szable,
które ostrze najpewniej błysłoby przy choćby najmniejszym świetle, nie
zastanawiał się co ma zrobić. Wbił ostrze w klapę, a ono zdawało się topić.
Jednak nic nie ubywało z jego masy, po ostrzu ściekały srebrne strumyczki,
które znikały pod klapą. W pewnej chwili chłopak wyjął ostrze, a następnie
pstryknął palcami, nie trzeba było czkać na reakcje. Już po chwili mieli przed
sobą wampira, którego ręce, nogi były przekute srebrnymi szpikulcami.
Srebrno włosy ze stoickim
spokojem podszedł do swojej ofiary, która teraz w swoich oczach miała jedynie
szaleństwo, nie wiedzieli co prawda ile wampir był w zamknięciu, ale musiało to
być na tyle długo, by cała krew z jego ciała znikła.
Lekko dotknął ostrzem szabli,
klatkę piersiową mężczyzny, a dokładnie w tamtym miejscu pozostał srebrny ślad,
który w błyskawicznym tempie zaczął stawać się coraz większy i większy. Jeszcze
nim wyszli widzieli jak ich cel stał się zwykłym srebrnym posągiem bez życia…
Teraz byli pewni, iż zadanie zostało wykonane.
----------------
(Talia)
Tak jak obiecałem rozdział pojawił się w niedziele ^ ^
Muszę przyznać, że jestem z niego bardzo zadowolony. Nie sądziłem, że jestem napisać tak szybko taki długo rozdział Rozdział XIII jest na razie najdłuższym jaki napisałem
W każdym razie zapraszam do komentowania : )
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz