środa, 7 maja 2014

Dusza Wyroczni-XII-Boskie zobowiązanie

Boskie zobowiązanie

Jeśli nie są potrzebni, to z całą pewnością powinni zostać wyeliminowani, a jednak jakieś błędy w przeszłości sprawiły, że nadal istnieją i co więcej. Mają się całkiem dobrze… Paladyni, właśnie tam postanowił udać się Cyrus, doskonale zdawał sobie sprawę, iż w pojedynkę tak naprawdę mało co zdziała. Musiałby znów ich dopaść w miejscu, gdzie nie będą mieli większych szans na ucieczkę.
Teraz stał przed jedną z ukrytych budowli zakonu. Już dawno uznano ich za heretyków, dlatego niegdyś boscy słudzy musieli się kryć przed światem, który zapomniał co zrobili dla niego bogowie.
-Stać!- Krzyknął ktoś o ochrypłym głosie- Zabłądziłeś przybyszu?- Zapytał starszy człowiek, który zapewne pełnił tu funkcje wartownika. Nie wyglądał on jakoś specjalnie, od tak. Jak zwykły mnich
Zatrzymał się i spojrzał na niego swoimi złotymi oczyma. Efekt był oczywiście ten sam. Jednak paladyn nie pokazywał jaki się poczuł. Jak widać zachowali w sobie resztkę dumy, którą utracili chowając się tutaj.
-Zaprowadź mnie do twojego mistrza, starcze
W głosie Cyrusa nie było ani krzty uprzejmości. On po prostu rozkazał… Co mógł zrobić biedny człowiek? Nawet pewnie nie będąc do końca świadomym tego co robi. Wpuścił go do klasztoru.
Cyrus szedł korytarzem prosto do jednej osoby. Skąd wiedział? Czuł jego energie, która była inna od wszystkich. Mistrzowie zawsze pochodzili tylko z jednej rodziny, której bogowie dali iskrę… I ta właśnie iskra była teraz wyczuwalna u człowieka, który za chwile będzie miał niebywały zaszczyt porozmawiać z bogiem. Zapewne jego poprzednicy o tym marzyli.
Wszedł bez pukania. Zupełnie tak jakby był u siebie, od razu spojrzał na osobę siedzącą za potężnym biurkiem. Był to młody chłopak o ciemnych włosach i ciemnych oczach. Jego wiek mógł tylko świadczyć o tym, iż poprzedni mistrz zmarł stosunkowo niedawno.
Chłopak poderwał się natychmiast patrząc wściekle na swojego gościa-Kim jesteś i jak śmiesz ty od tak sobie wchodzić?!-Zapytał zły
-Doprawdy… Nie było cię trochę czasu, a śmiertelnicy już zapomnieli-Westchnął ciężko-Ale dobrze, będę na tyle łaskawy, że przypomnę ci kim jest Cyrus
Dalej już nic nie mówił. Jego oczy po prostu błysły bardzo jasnym złotym promieniem. Teraz mistrz paladynów stał tępo wlepiając wzrok z boga. To co zrobił piorun było jedną z swego rodzaju zdolności, które posiadali. Można spokojnie powiedzieć, że nie marnowali ludzkiego życia na tłumaczenie wszystkiego, po prostu przelewali odpowiednie informacje do ich głowy.
Jednak nie ze wszystkimi się tak dało. Wyrocznia była jedyna kobietą, której każdy bóg z osobna musiał tłumaczyć dla nich najprostsze rzeczy. Jednak wcale nie robili tego z przymusu. Byli zafascynowani tą kobietą… Chcieli się o niej czegoś dowiedzieć. Jednak wiedze jaką posiadała, bogowie mieli już od bardzo dawna
-T-ty…- Powiedział niedowierzając-Nie jestem godzien!
Co mógł zrobić paladyn w obliczu kogoś takiego? Padł na kolana błagając o wybaczenie. Dlatego właśnie paladyni byli dla bogów tak bardzo śmieszni… Nie mieli w ogóle dumy, filary… Oni nigdy nie ukorzyli się przed bogami, a nawet chcieli z nimi walczyć choć to jest niemożliwe… Zwłaszcza jeżeli chodzi o czarną trójkę, która swą potęgą wywołuje istny zamęt na polu walki… Jednak wbrew wszystkiemu nie lubią oni otwartej walki.
Cyrus patrzył na niego z pogardą w oczach. Nie musiał już nic mówić. Ten człowiek wiedziała co ma robić, wiedział, że ma odszukać i przyprowadzić wyrocznię, żywą i nie naruszoną. Nawet najmniejsze zadrapanie będzie karane… Właśnie takie instrukcje dostał ten chłopak… Prawda jest taka, że nawet jeśli upłynęło trzysta lat, to bogowie nadal byli zafascynowani wyrocznią. Mieli naprawdę dużo czasu, by o niej pomyśleć. Jedno jest pewne, Orion na pewno będzie chciał sobie z nią urządzić jakąś dłuższą pogadankę… A właściwie to z nim, przecież wyrocznia odrodziła się w męskim ciele.
***
Seung siedział przy wielkim stole, mając teraz pełny widok na siedem pustych miejsc. Pięć z nich już nigdy nie zostaną użyte… Czy miał z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia? Zabił przecież własne rodzeństwo… Odebrał życie własnej rodzinie i skłócił ze sobą bogów… Nie czuł żadnej winy, miał dokładnie to czego chciał… Miał moc, której mało kto mógł się przeciwstawić...
-Seungu…- Powiedziała cicho Grace
-Wrócił? -Zapytał nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem
-Nie…- Powiedziała cicho
-Więc nie zawracaj mi głowy…- Westchnął-Nie… Czekaj-Powiedział nagle- Gdzie jest Nataniel?
Już była skierowana ku wyjściu, kiedy brat kazał jej się zatrzymać… Odwróciła się do niego patrząc tak samo poważnie jak zawsze… Już myślała, że będzie chciał powiedzieć jej coś ważnego lub zlecić jakieś zadanie. Właśnie teraz na to liczyła. Teraz, kiedy wyrocznia powróciła… Jednak on tylko wspomniał o Natanielu…
-Nie wiem domine mi-Powiedziała kłaniając się lekko
-Ehh… Nie nazywaj mnie tak
W jego głosie nie można było wyczuć prośby, to był najzwyklejszy rozkaz, który Grace chcąc nie chcąc musiała spełnić… Tak właśnie wyglądały ich stosunki rodzinne. Seung sprawował władzę absolutną i nikt nie miał prawa podważać jego decyzji… Zawsze muszą się zgadzać z jego słowami, ponieważ jeżeliby tego nie robiliby… Najpewniej podzieliby los swojego zmarłego rodzeństwa…
Ukłoniła się i wyszła. Jednak daleko po chwili się zatrzymała i szybko odwróciła, by zobaczyć opierającego się o ścianę Nataniela
-Twój domine mi cię szuka-Powiedziała z niechęcią w głosie- Jako dobry piesek powinieneś do niego iść, prawda?
Nic nie powiedział. Jedyne co zrobił to ukłonił się lekko i wszedł do pokoju z którego dziewczyna właśnie wyszła. Ona sama teraz wyglądała na naprawdę wściekłą… Dlaczego z rokiem na rok musiała coraz bardziej nienawidzić swojego bliźniaka? To chyba spokojnie można było nazwać zazdrością
-I tak jestem od ciebie potężniejsza kundlu-Warknęła cicho
Szybkim krokiem udała się w stronę komnat.
***
Valentine siedział na jednym z krzeseł i ze znużeniem wpatrywał się w płomień rozpalony w kominku. Nawet nie pamiętał, że coś takiego tutaj ma… Nie potrzebował ciepła. Jednak teraz, gdy gościu u niego człowiek. To jest jak najbardziej wskazane. Najpewniej wampir nie zdaje sobie sprawy jak zimne potrafią być mury jego zamku.
Czekali teraz na pewnego nekromantę, który powinien zjawić się u nich lada chwile. Matthias posiadł bardzo przydatną zdolność, a mianowicie dematerializacje… Jednak jak wszystko ma swoje ograniczenia… Warunek jest tylko jeden. By się przemieści musi być w absolutnym skupieniu, więc robienie tego podczas walki jest bardzo trudne, a może nawet niemożliwe.
-O! już jesteś-Powiedział Lord, gdy tylko zielona chmura przybrała kształty nekromanty
-Minęło sporo czasu, prawda?- Uśmiechnął się lekko-  Nie bawmy się w coś tak bezsensownego-Spoważniał nagle- Mamy naprawdę do porozmawiania, a wiem, że nie masz zbyt wiele czasu
Ich konwersacja trwała naprawdę długo. Zapewne obaj nie spodziewali się, że to będzie się, aż tak ciągnąć. Alan nie do końca rozumiał o czym oni rozmawiają, ale na pewno było to coś bardzo istotnego. Zwłaszcza można było to wywnioskować po ekscytacji w głosie.
-Sądzę, że boskie zobowiązanie ponownie działa-Powiedział kończąc tym samym jeden ze swoich monologów
Valentine przygryzł wargę. Nie był przekonany do słów swojego przyjaciela. Według niego bogowie złożyli jakieś śluby, które zobowiązały ich do jednej rzeczy… Tylko pytanie jakiej? Nie wątpliwie ma to związek z wyrocznią. Dlatego Matthias odważył się to zaproponować…
Absurdalność ten tezy jest jeszcze większa, gdy wspomni się, że bogowie nie musieli nić nigdy takiego robić… Coś musiało się stać… Rzecz o której oni sami mogą nie wiedzieć lub nie chcą wiedzieć… Może nawet chodzi tu o moc większą niż boska.
Skąd te podejrzenia? Bogowie nie były w stanie się sprzeciwić wyroczni… A skoro nie byli wstanie oznacza to, że nie mogliby trzymać jej siłą w akropolu… Przychodzili wiele razy, by tam ją zabrać, aż w końcu zaczęli używać dyplomacji, a ich argumenty trafiały w samo sedno… To był naprawdę bardzo dobry podstęp z ich strony

-A zatem… Teraz porozmawiajmy o tym co się tobie stało… Ktoś cię zaatakował? Tak?- Zapytał

----------------
Bogowie coś komuś obiecali? ;O
Grace, Grace... I po co ta zazdrość?
Ugh! Ten rozdział naprawdę nie wygląda tak jakbym tego chciał, ale niech już taki zostanie...
Mam dla Was ważną tak myślę, że ważną wiadomość. Przeliczyłem sobie, kiedy dokładnie zakończy się moje opowiadanie i... Nie byłem z tego powodu zachwycony.
Teraz sedno sprawy~ Rozdziały będą pojawiać się w każdą niedziele ^ ^

2 komentarze:

  1. *Zachwycona* :D.
    Ym, ym.. chyba lubisz wielokropki :D.
    Wyeliminowałeś chyba znaczną część błędów, jednak nie będę tego sprawdzała.. ;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak, lubię wielokropki xD

    OdpowiedzUsuń