Boskie zobowiązanie
Jeśli nie są potrzebni, to z całą
pewnością powinni zostać wyeliminowani, a jednak jakieś błędy w przeszłości
sprawiły, że nadal istnieją i co więcej. Mają się całkiem dobrze… Paladyni,
właśnie tam postanowił udać się Cyrus, doskonale zdawał sobie sprawę, iż w
pojedynkę tak naprawdę mało co zdziała. Musiałby znów ich dopaść w miejscu,
gdzie nie będą mieli większych szans na ucieczkę.
Teraz stał przed jedną z ukrytych
budowli zakonu. Już dawno uznano ich za heretyków, dlatego niegdyś boscy słudzy
musieli się kryć przed światem, który zapomniał co zrobili dla niego bogowie.
-Stać!-
Krzyknął ktoś o ochrypłym głosie- Zabłądziłeś przybyszu?- Zapytał starszy
człowiek, który zapewne pełnił tu funkcje wartownika. Nie wyglądał on jakoś
specjalnie, od tak. Jak zwykły mnich
Zatrzymał się i spojrzał na niego
swoimi złotymi oczyma. Efekt był oczywiście ten sam. Jednak paladyn nie
pokazywał jaki się poczuł. Jak widać zachowali w sobie resztkę dumy, którą
utracili chowając się tutaj.
-Zaprowadź
mnie do twojego mistrza, starcze
W głosie Cyrusa nie było ani
krzty uprzejmości. On po prostu rozkazał… Co mógł zrobić biedny człowiek? Nawet
pewnie nie będąc do końca świadomym tego co robi. Wpuścił go do klasztoru.
Cyrus szedł korytarzem prosto do
jednej osoby. Skąd wiedział? Czuł jego energie, która była inna od wszystkich.
Mistrzowie zawsze pochodzili tylko z jednej rodziny, której bogowie dali iskrę…
I ta właśnie iskra była teraz wyczuwalna u człowieka, który za chwile będzie
miał niebywały zaszczyt porozmawiać z bogiem. Zapewne jego poprzednicy o tym
marzyli.
Wszedł bez pukania. Zupełnie tak
jakby był u siebie, od razu spojrzał na osobę siedzącą za potężnym biurkiem.
Był to młody chłopak o ciemnych włosach i ciemnych oczach. Jego wiek mógł tylko
świadczyć o tym, iż poprzedni mistrz zmarł stosunkowo niedawno.
Chłopak
poderwał się natychmiast patrząc wściekle na swojego gościa-Kim jesteś i jak
śmiesz ty od tak sobie wchodzić?!-Zapytał zły
-Doprawdy… Nie
było cię trochę czasu, a śmiertelnicy już zapomnieli-Westchnął ciężko-Ale
dobrze, będę na tyle łaskawy, że przypomnę ci kim jest Cyrus
Dalej już nic nie mówił. Jego
oczy po prostu błysły bardzo jasnym złotym promieniem. Teraz mistrz paladynów
stał tępo wlepiając wzrok z boga. To co zrobił piorun było jedną z swego
rodzaju zdolności, które posiadali. Można spokojnie powiedzieć, że nie
marnowali ludzkiego życia na tłumaczenie wszystkiego, po prostu przelewali
odpowiednie informacje do ich głowy.
Jednak nie ze wszystkimi się tak dało.
Wyrocznia była jedyna kobietą, której każdy bóg z osobna musiał tłumaczyć dla
nich najprostsze rzeczy. Jednak wcale nie robili tego z przymusu. Byli
zafascynowani tą kobietą… Chcieli się o niej czegoś dowiedzieć. Jednak wiedze
jaką posiadała, bogowie mieli już od bardzo dawna
-T-ty…- Powiedział
niedowierzając-Nie jestem godzien!
Co mógł zrobić paladyn w obliczu
kogoś takiego? Padł na kolana błagając o wybaczenie. Dlatego właśnie paladyni
byli dla bogów tak bardzo śmieszni… Nie mieli w ogóle dumy, filary… Oni nigdy
nie ukorzyli się przed bogami, a nawet chcieli z nimi walczyć choć to jest
niemożliwe… Zwłaszcza jeżeli chodzi o czarną trójkę, która swą potęgą wywołuje
istny zamęt na polu walki… Jednak wbrew wszystkiemu nie lubią oni otwartej
walki.
Cyrus patrzył na niego z pogardą
w oczach. Nie musiał już nic mówić. Ten człowiek wiedziała co ma robić,
wiedział, że ma odszukać i przyprowadzić wyrocznię, żywą i nie naruszoną. Nawet
najmniejsze zadrapanie będzie karane… Właśnie takie instrukcje dostał ten chłopak…
Prawda jest taka, że nawet jeśli upłynęło trzysta lat, to bogowie nadal byli
zafascynowani wyrocznią. Mieli naprawdę dużo czasu, by o niej pomyśleć. Jedno
jest pewne, Orion na pewno będzie chciał sobie z nią urządzić jakąś dłuższą
pogadankę… A właściwie to z nim, przecież wyrocznia odrodziła się w męskim
ciele.
***
Seung siedział przy wielkim
stole, mając teraz pełny widok na siedem pustych miejsc. Pięć z nich już nigdy
nie zostaną użyte… Czy miał z tego powodu jakieś wyrzuty sumienia? Zabił
przecież własne rodzeństwo… Odebrał życie własnej rodzinie i skłócił ze sobą
bogów… Nie czuł żadnej winy, miał dokładnie to czego chciał… Miał moc, której mało
kto mógł się przeciwstawić...
-Seungu…- Powiedziała
cicho Grace
-Wrócił? -Zapytał
nawet nie zaszczycając ją spojrzeniem
-Nie…- Powiedziała
cicho
-Więc nie
zawracaj mi głowy…- Westchnął-Nie… Czekaj-Powiedział nagle- Gdzie jest
Nataniel?
Już była skierowana ku wyjściu, kiedy
brat kazał jej się zatrzymać… Odwróciła się do niego patrząc tak samo poważnie
jak zawsze… Już myślała, że będzie chciał powiedzieć jej coś ważnego lub zlecić
jakieś zadanie. Właśnie teraz na to liczyła. Teraz, kiedy wyrocznia powróciła…
Jednak on tylko wspomniał o Natanielu…
-Nie wiem domine
mi-Powiedziała kłaniając się lekko
-Ehh… Nie nazywaj
mnie tak
W jego głosie nie można było
wyczuć prośby, to był najzwyklejszy rozkaz, który Grace chcąc nie chcąc musiała
spełnić… Tak właśnie wyglądały ich stosunki rodzinne. Seung sprawował władzę
absolutną i nikt nie miał prawa podważać jego decyzji… Zawsze muszą się zgadzać
z jego słowami, ponieważ jeżeliby tego nie robiliby… Najpewniej podzieliby los swojego
zmarłego rodzeństwa…
Ukłoniła się i wyszła. Jednak
daleko po chwili się zatrzymała i szybko odwróciła, by zobaczyć opierającego
się o ścianę Nataniela
-Twój domine mi cię
szuka-Powiedziała z niechęcią w głosie- Jako dobry piesek powinieneś do niego
iść, prawda?
Nic nie powiedział. Jedyne co
zrobił to ukłonił się lekko i wszedł do pokoju z którego dziewczyna właśnie
wyszła. Ona sama teraz wyglądała na naprawdę wściekłą… Dlaczego z rokiem na rok
musiała coraz bardziej nienawidzić swojego bliźniaka? To chyba spokojnie można
było nazwać zazdrością
-I tak jestem od ciebie
potężniejsza kundlu-Warknęła cicho
Szybkim krokiem udała się w
stronę komnat.
***
Valentine siedział na jednym z krzeseł i ze znużeniem
wpatrywał się w płomień rozpalony w kominku. Nawet nie pamiętał, że coś takiego
tutaj ma… Nie potrzebował ciepła. Jednak teraz, gdy gościu u niego człowiek. To
jest jak najbardziej wskazane. Najpewniej wampir nie zdaje sobie sprawy jak
zimne potrafią być mury jego zamku.
Czekali teraz na pewnego nekromantę, który powinien zjawić
się u nich lada chwile. Matthias posiadł bardzo przydatną zdolność, a mianowicie
dematerializacje… Jednak jak wszystko ma swoje ograniczenia… Warunek jest tylko
jeden. By się przemieści musi być w absolutnym skupieniu, więc robienie tego
podczas walki jest bardzo trudne, a może nawet niemożliwe.
-O! już jesteś-Powiedział Lord, gdy tylko zielona chmura
przybrała kształty nekromanty
-Minęło sporo czasu, prawda?- Uśmiechnął się lekko- Nie bawmy się w coś tak bezsensownego-Spoważniał
nagle- Mamy naprawdę do porozmawiania, a wiem, że nie masz zbyt wiele czasu
Ich konwersacja trwała naprawdę długo. Zapewne obaj nie
spodziewali się, że to będzie się, aż tak ciągnąć. Alan nie do końca rozumiał o
czym oni rozmawiają, ale na pewno było to coś bardzo istotnego. Zwłaszcza można
było to wywnioskować po ekscytacji w głosie.
-Sądzę, że boskie zobowiązanie ponownie działa-Powiedział
kończąc tym samym jeden ze swoich monologów
Valentine przygryzł wargę. Nie był przekonany do słów
swojego przyjaciela. Według niego bogowie złożyli jakieś śluby, które
zobowiązały ich do jednej rzeczy… Tylko pytanie jakiej? Nie wątpliwie ma to
związek z wyrocznią. Dlatego Matthias odważył się to zaproponować…
Absurdalność ten tezy jest jeszcze większa, gdy wspomni się,
że bogowie nie musieli nić nigdy takiego robić… Coś musiało się stać… Rzecz o
której oni sami mogą nie wiedzieć lub nie chcą wiedzieć… Może nawet chodzi tu o
moc większą niż boska.
Skąd te podejrzenia? Bogowie nie były w stanie się
sprzeciwić wyroczni… A skoro nie byli wstanie oznacza to, że nie mogliby
trzymać jej siłą w akropolu… Przychodzili wiele razy, by tam ją zabrać, aż w
końcu zaczęli używać dyplomacji, a ich argumenty trafiały w samo sedno… To był
naprawdę bardzo dobry podstęp z ich strony
-A zatem… Teraz porozmawiajmy o tym co się tobie stało… Ktoś
cię zaatakował? Tak?- Zapytał
Ugh! Ten rozdział naprawdę nie wygląda tak jakbym tego chciał, ale niech już taki zostanie...
Mam dla Was ważną tak myślę, że ważną wiadomość. Przeliczyłem sobie, kiedy dokładnie zakończy się moje opowiadanie i... Nie byłem z tego powodu zachwycony.
Teraz sedno sprawy~ Rozdziały będą pojawiać się w każdą niedziele ^ ^
*Zachwycona* :D.
OdpowiedzUsuńYm, ym.. chyba lubisz wielokropki :D.
Wyeliminowałeś chyba znaczną część błędów, jednak nie będę tego sprawdzała.. ;p
Tak, lubię wielokropki xD
OdpowiedzUsuń