Historia (nie)zwykłej
pary [Część II]
Ta historia nie powinna się wydarzyć… Tymon nigdy nie
powinien zaatakować Wioletty, wtedy wszystko byłoby o wiele prostsze. Jednak
kobieta znalazła się tam, gdzie nie powinna, usłyszała rozmowę osób, których
się obawiała. Podejrzewała, że spotkają ją za to konsekwencje, ale nie myślała,
iż nadejdą one tak szybko i to z rąk kogoś kogo kochała. Właśnie tamtego
feralnego dnia Wioletta straciła prawie wszystko co miała. Bogowie śmierci
przyglądali się wszystkiemu z drwiącym uśmiechem na twarzy. Wiedzieli, że nikt
nawet nie ośmieli się ich podejrzewać o próbę wyeliminowania innego boga.
Jednak w całej tej ósemce zdarzyły się wyjątki, dwie osoby, które różniły się
od pozostałych. Oni z przejęciem patrzyli na zaistniałą sytuacje, byli gotowi
bronić rodzeństwa, ale czy słusznie? Wszak, gdyby tylko wiedzieli, że to
właśnie Nataniel z rozkazu Seunga
zaatakował niewinną kobietę. Wtedy najpewniej nie wyglądało by to tak
jak teraz, gdyby Wioletta zdążyła powiadomić choć jedną osobę z tej dwójki to
wtedy byłaby bezpieczna. Teraz już taka nie jest, znaleziona nieprzytomna w kałuży krwi, krwi która jest dowodem na to,
że zaatakował ją ktoś naprawdę bliski, bo tylko osoba zajmująca szczególne
miejsce w sercu może sprawić by bóg krwawił.
Niedługo po znalezieniu Wioletty rozpoczęły się gorączkowe
poszukiwania Tymona, lecz żaden z mieszkańców akropolu nie mógł go znaleźć, a
szukali naprawdę wszędzie… Poza jednym miejscem do którego nie można tak po
prostu sobie wejść i wyjść. Miejsce to jest jednym z tych których istnienie
jest wymagane by świat istniał i nie kruszył się przy pierwszej lepszej okazji.
Miejsce to jest wymiarem Alfy… boga, który był dozgonnym przyjacielem tej
dwójki, jednak go już nie było, zmarł niedawno i teraz przygotowywano się by to
miejsce należało do kogoś innego. Było już nawet wiadomo do kogo i nie wszyscy
byli zadowoleni z tego wyboru, lecz kwestionować go nie mogli. I tak właśnie
stoi przed nim przyszły Alfa, a w oddali
czujnym wzrokiem spogląda na nich przyszły Omega. Postanowili mu oni pomóc,
dlaczego? Tego do końca nikt nie może wiedzieć. Może wiedzieli, że to nie jego
wina? Może chcieli pokazać mu jacy będą wspaniali otrzymując te zaszczytne
tytuły?
Już teraz posiadali moc ponad przeciętną, na tyle wspaniałą
by móc kontrolować innych sobie podobnych. I to właśnie uczynili, wymazali
pamięć o Tymonie, który zaatakował Wiolettę, stworzyli Tymona, który obrał
sobie za cel ochronę jednej z bogiń. Plan się udał, nikt nie pamiętał starego
Tymona, nawet Wioletta. Jednak sam zapomniany nadal wiedział co się stało,
miała to być dla niego kara, by pamiętał, że jego siostra straciła wzrok
właśnie przez niego, nie przez kogoś innego tylko właśnie przez niego. Jak się
później okazało nie tylko on pamiętał o tym wydarzeniu, pamiętały to również
trzy osoby, które stały za tym całym zamieszaniem. Seung, Grace i Nataniel to
właśnie oni byli wyjątkami i pamięć nie została im wymazana. Tymon bardzo
szybko się o tym dowiedział, właściwie przy pierwszym spotkaniu. Miał ochotę
pójść do Alfy i zażądać wyjaśnień, ale nie mógł tego zrobić… Był na przegranej
pozycji i musiał egzystować z towarzyszącą mu niepewnością. W pamięci nadal
mając gardzący wzrok Nataniela.
Wkrótce zaczęły rozchodzić się plotki, iż na akropolu
kwitnie nowa miłość, oczywiście te plotki dotyczyły Tymona i Wioletty. Chłopak
nie dawał potwierdzenia, gdy ktoś go o to pytał, jednak dziewczyna sama nie
wiedziała co o tym myśleć. Czuła, iż jej towarzysz jest jej naprawdę bliski i
choć nie może go zobaczyć to wyobraża sobie jak wygląda… Rumieniła się za
każdym razem, gdy przypominała sobie wspólne chwile ze swoim prywatnym
strażnikiem, nawet nie dopuszczała do siebie myśli, że ten może być z nią tylko
dla litości, tak jak to podpowiedziała Hanifa, podstępna pani ognia, która wraz
ze swoim baratem tworzy naprawdę groźny duet, mający wielki posłuch wśród
mieszkańców akropolu.
***
-Przecież ci mówię!-
Zdenerwowała się- Tymon musi coś do
ciebie czuć!- Podekscytowała się- To
takie piękne
-Tak uważasz?-
Zapytała patrząc gdzieś w dal- Myślę, że
on do mnie nie czuje tego co rodzi się we mnie… Czy to normalne?- Zapytała
niepewnie
-Zawsze-Zapewniła- Zawsze są wątpliwości, a przynajmniej do
momentu w którym zakochani nie wyznając
sobie miłość-Westchnęła rozmarzona- Też
chciałabym, by ktoś się we mnie zadurzył
-Julio, przecież masz
wielu adoratorów i to różnej rasy i płci-Powiedziała z lekkim uśmiechem
-Mówisz o tych
śmiertelnikach?- Zapytała zrezygnowana- Potrzebuje kogoś na moim poziomi, potrzebuje… boga-Powiedziała
pewna swoich słów.
-Dobrze wiesz, że nie
odczuwamy żadnej innej miłości po za tą do rodzeństwa.
-Ha! I tu się mylisz-Powiedziała
gwałtownie- Skoro jak mówisz nie
odczuwamy miłości to dlaczego mówisz, że zaczynasz coś czuć do Tymona? Przecież
nie jest twoim bratem, prawda?- Powiedziała pewna siebie
-J-ja nie wiem jak to
wytłumaczyć…- Powiedziała cicho-
Hanifa mówiła, że on się nade mną tylko lituje bo jestem niewidoma-Smutek w
jej głosie był nawet za bardzo widoczny, można było poczuć, iż dziewczyna nie
chce by to okazało się prawdą.
-Co ty pleciesz!
-Ponownie się zdenerwowała- Myślałam, że
już ci to wybiłam z głowy, ale jak widać jednak cię to trapi-Powiedziała
siadając obok przyjaciółki- Jak tylko dorwę
tę podżegaczkę to nawet wpływy jej nie pomogą-Zagroziła na co Wioletta zareagowała
cichym chichotem.
-Nadal masz jej za
złe, że nie pozwala ci się zbliżyć do Amira, prawda?- Powiedziała z
uśmiechem na twarzy
Julia lekko się zmieszała i przez chwile próbowała znaleźć
odpowiednich słów. Pomimo tego, iż jest boginią odpowiedzialną za miłość to nie
była pewna tego co czuje do tego chłopaka. Czy była to miłość, a może zwykła
ciekawość? Nigdy nic takiego nie miało miejsca, dopiero, gdy na następców ponad
boskiej dwójki zostali wybrani przyrodni bracia.
Patrzyła na nią lekko zarumieniona. Wiedziała, że
przyjaciółka tego nie zobaczy co było smutne. Zarówno bogowie jak i boginie
powinni być idealni, a tym czasem Wioletta jest niewidoma i do tego nikt nie
może jej uleczyć
-Nieprawda-Burknęła
cicho pod nosem-Po prostu fajny z niego
facet, a ona trzyma go tylko dla siebie- Powiedziała obrażona
-Tak, tak-Zaśmiała
się- Ale to nie zmienia faktu, iż gdy
tylko przechodzi to…
-Nie kończ!-
Przerwała jej-Sama doskonale wiem-Burknęła
niezadowolona
***
W
innej części tego samego świata właśnie toczyła się rozmowa na tematy niemalże
najważniejsze. Tematy te nie dotyczyły nikogo innego jak oczywiście Alfy, Omegi
i Wyroczni, nikt nie wydawał się być w najlepszym humorze i czemuż się tu
dziwić? Moc ponad boskiej dwójki jest naprawdę przeogromna i niektórzy z bogów
czekają na nią przez tysiące lat. Jednak ona sama wybiera swoje naczynie i tu
od razu można zaznaczyć, że pod tym względem jest strasznie wybredna.
Alfa
i Omega od zawsze mieli więcej wrogów niż przyjaciół, każdy im zazdrościł tego,
że otrzymali taki wielki dar, zazdrościli im tego, iż stali się śmiertelni i
kiedyś przeminą… Ahh tak, zdecydowanie największe marzenie to śmierć.
Oczywiście inny światopogląd reprezentują bogowie odpowiedzialni właśnie za tą
ponurą dziedzinę. Zostali oni już na początku ustanowieni gwardią i dzięki
czemu każdy myśli, że mają z tego tytułu jakieś bonusy, ale czy tak naprawdę
jest? Czy dostają coś za to, że są po prostu ochroniarzami? Pytani zawsze
udzielają wymijających odpowiedzi każąc w ten sposób ciekawskim istnieniom
jeszcze bardziej dociekać prawdy, której i tak nie znajdą.
-Twierdzisz, że nie posiadasz duszy tej
kobiety?!-Uniósł się Orion wstając gwałtownie z fotela. Jego wzrok bacznie
świdrował Konstantyna siedzącego przednim- Jesteście
do twórców bogami śmierci, czyż się nie mylę?- Zapytał dociekliwie choć
doskonale znał odpowiedź.
-Zadajesz coraz głupsze pytania-Westchnął
ciężko-Wiecie dobrze, że wyrocznia była
czymś więcej niż zwykłą śmiertelniczką, więc nie wiem skąd to zdziwienie na
waszych twarzach. Prawdę mówiąc na samym początku przeczuwałem, iż jej dusza
nigdy nie trafi w nasze ręce-Mówił to znudzonym tonem co mogło dawać
odczucie, iż wcale nie obchodzi go ta sprawa i siedzi tu tylko z przymusu.
Rozległo
się dość głośne stukanie dzięki, któremu wszystkie zebrane osoby natychmiast
powiodły tam wzrokiem. Jak się okazało owy dźwięk należał do laski, którą
trzymał Nikolas na którego twarzy teraz malował się uśmieszek, który dowodził o
tym jak bardzo jest usatysfakcjonowany tym, że ktoś zwrócił na niego uwagę. Nawet
Orion postanowił sobie darować dalsze sprzeczki z Konstantynem i teraz ponownie
siadając na swym miejscu. Obserwował Nikolasa.
Nikolas
jako jeden z bogów odpowiadający za psychikę nie był zbyt wpływowy, ale w
każdej sprawie musiał mieć wrzucone swoje trzy grosze. W tej sytuacji nie było
inaczej, pojawił się nagle i zapewne podzieli się swoją opinią na temat sprawy
z duszą wyroczni. Jego opinia zostanie wzięta pod uwagę i to nie jest nowością,
ale teraz, gdy liczy się każdy pomysł. Teraz, gdy wszystkowiedzący bogowie nie
wiedzą co począć. Każdy choćby najmniejszy pomysł się przyda. Ten kto zdobędzie
duszę będzie praktycznie niezwyciężony i to wszystko z boskim
błogosławieństwem. Świat byłby wtedy w zasięgu ręki. Poprzednia Wyrocznia miała
tę możliwość, miała szansę by jej imię trwało do końca świata na kartach
historii. Jednak ona tego nie wykorzystała. Wolała żyć swoim spokojnym życiem w
którym nie było żadnych wybojów i innych większych problemów. Wystarczał jej
cień pod drzewem na specjalnej polanie i ukochane filary zebrane wokół niej.
Tego chciała najbardziej, a gdy tylko to dostawała to na jej twarzy pojawiał
się błogi uśmiech, który znikał dopiero, gdy musieli się rozejść. Kobieta
potrafiła nieraz przesiedzieć pod drzewem cały dzień co natomiast wprawiało w
zdziwienie boskie istoty. Nie rozumieli oni dlaczego ktoś o takiej mocy jeszcze
niczego nie zrobił. Nikt, ale to nikt jednak nie zapytał dlaczego i po dziś
dzień nie wiadomo dlaczego osoba o tak wielkiej mocy zmarnował swoje wspaniałe
życie siedząc pod drzewem, które rzucało wspaniały cień na łąkę latem usłaną
tysiącami pięknych kwiatów.
***
-Wioletto?- Zapytał zdziwiony wychodząc
ze swojego pokoju-Co ty tu robisz?
Przecież spotkanie mieliśmy umówione gdzieś zupełnie indzie-Powiedział, a w
jego włosie usłyszeć można było troskę. Nie wiedział dlaczego bogini tutaj
przyszła. Jego pierwszą myślą było to, iż ma jakiś problem, ale po chwili
zobaczył, że nic na to nie wskazuje. Dziewczyna wydawała się bardzo spokojna…
Więc teraz nasuwało się pytanie… Dlaczego przyszła tutaj nie mogąc odczekać
zaledwie godziny.
-Ja chciałam szybciej usłyszeć twój głos…-
Powiedziała nieśmiało-Mam nadzieje, że
ci w niczym nie przeszkodziłam
-Dla ciebie każdą pracę mógłbym przestać
wykonywać- Uśmiechnął się choć doskonale wiedział, że ona tego nie zobaczy.
Przygnębiające jednak było to, iż doskonale znał sprawcę cierpień dziewczyny-Skoro tu już jesteś to może przejdziemy się
do ogrodu?- Zapytał po chwili milczenia
Dziewczyna
uwielbiała chodzić do ogrodu i Tymon to doskonale wiedział. Zawsze, gdy się
spotykali szli pod jedno z drzew przy którym stoi kamienna ławka. Mogli tam
rozmawiać godzinami i nic nie było wstanie im przerwać. Lubiła z nim rozmawiać.
Wiedziała, że jego wiedza jest zdecydowanie wyższa niż innych bogów. Oczywiście
nie mogła równać się z wiedzą Oriona i Morgany, którzy znali odpowiedź na każde
pytanie. Tylko rzadko kiedy dzielą się odpowiedzią. Tacy już są… Samolubni,
egoistyczni, zadufani. Jednym słowem wszystko co najgorsze, a przecież powinni
być idealni… Otóż istoty boskie są idealne tylko jeżeli chodzi o wygląd.
Charakter każdy ma inny dzięki czemu nie zachowują się tak samo. To było by
naprawdę uciążliwe, gdyby każdy posiadał na przykład charakter Seunga. Nie było
by miłosiernych bogów, tylko sami tyrani.
-Wiesz…- Zaczęła niepewnie- Wolałabym jednak tam nie iść-Powiedziała
cicho
-A to dlaczego?- Zapytał zaintrygowany
zachowaniem dziewczyny
-Odbywa się tam teraz jakieś pseudo
zebranie, gdzie zasiadają tylko ci najlepsi bogowie. Sama nie wiem poco mają
zamiar dyskutować… Przecież i tak niektórzy się nie dostosują do ich poleceń-Powiedziała
jakby bardziej zdeterminowana.
-Wioletto, skoro zebrali się tam oznacza
to, że mają jakiś plan. Sama wiesz jakie nieszczęścia na nas spadły. Musimy
zacząć działać i oni to dobrze wiedzą-Pogłaskał ją po głowie- Do tego czasu możemy posiedzieć w moim
gabinecie.
Dziewczyna
jedynie skinęła głową i złapana pod rękę szła obok Tymona. Niby wiedziała,
gdzie jest, ale w jej przypadku wystarczyło na chwile stracić orientacje by
pogubić się w pałacu. Ona sama się już tu kilka razy zgubiła i musiała czekać,
aż ktoś zaoferuje jej pomoc. Oczywiście najczęściej był to Tymon, który jakimś
dziwnym trafem na nią trafił.
W
końcu doszli przed wielkie dębowe drzwi, które lekkim ruchem pchnął do środka.
Drzwi wyglądały na potężne, ale otwierały się jakby były zrobione z puchu, a
nie z drewna. Tymon zmarszczył czoło widząc jedną osobę, która ewidentnie na
niego czekała i nie wiedział tylko czego ona może chcieć… Była to Grace. Jedna
z osób odpowiedzialnych za okaleczenie Wioletty…
Jej
twarz nie wyglądała zbyt przyjaźnie i w sumie nie musiała, przecież i tak nikt
nie widzi jaka jest naprawdę. Oczywiście nie ukrywa tego, ale niektórzy myślą,
iż bogini jest dobra… Tymon wie, że to kompletna bzdura. Ostatnio miał czas
spotykać się z nią nie raz i wie o niej naprawdę dużo, ale czuje, iż to tak
naprawdę wierzchołek góry lodowej…
Chciał
natychmiast wyjść z tego pokoju. Zawsze, gdy był obok, któregoś z bogów śmierci
myślał, że ten za chwile zdradzi jego sekret… Byłby wtedy skończony, nie
interesowałoby ich nic. Jednak najbardziej bałby się reakcji Wioletty, która
teraz widzi w nim swojego księcia na białym koniu.
Już
się zawrócił by wyjść, kiedy bogini przemówiła…
-Nie ładnie tak ignorować damy… Tymonie-Imię
chłopaka zostało wymówione specjalnym tonem
Jeden
z bogów odwrócił się w jej stronę z przyklejonym uśmiechem na twarz-Proszę mi wybaczyć moją niestosowność…
-Grace?- Zapytała Weronika- Jak miło cię znów spotkać. Ostatnio się
mało widziałyśmy
-Witaj moja droga. Faktycznie nie miałyśmy
okazji by porozmawiać –Nadal się nie uśmiechała, ale jej to wydawał się być
przyjaźniejszy- Mam nadzieje, że
nadrobimy te małe zaległości
-Oczywiście-Uśmiechnęła się szczerze.
Nie
wiedziała, iż uśmiecha się do kogoś kto tak naprawdę jest złem wcielonym.
Wszyscy boją się tych bogów, ale nie Wioletta… Ona zawsze podchodziła do nich
przyjaźnie dzięki czemu niektórych z nich wprawiała w osłupienie. Całą ósemkę uważała
za swoich przyjaciół. I w większości nimi byli… Jednak tylko trzy osoby okazały
się być tak zamknięte we własnym świecie nie dopuszczając do niego jakiejś nowej
osoby. Te osoby to oczywiście: Seung, Grace i Nataniel. Dziewczyna jakoś się
przemogła i od pewnego czasu utrzymuje kontakt z Wiolettą. Stało się to z momentem,
gdy ta straciła całą pamięć…
Tymon
wie, że intencje tej bogini na pewno nie są szczere. Chciał chronić Wiolettę,
ale doskonale wiedział, że ona nie chce być chroniona przed akurat tą osobą…
Nie mógł nic zrobić. Mógł jedynie patrzeć jak ktoś taki rozmawia z jego
fiołkiem
-Przepraszam, że przerywam waszą
konwersacje, ale czy mógłbym się dowiedzieć dlaczego jesteś w moim gabinecie?
-Czekałam na ciebie. Czy to nie było jasne
od początku?
-A w jakim celu?- Silił się na uśmiech,
ale nie za bardzo mu to wychodziło. Czuł obawy…
Bogini
spojrzała na dziewczynę tym samym niewerbalnie mówiąc mu, że nie będą rozmawiali
przy niej. Najpewniej było coś co dotyczyło tego co stało się jeszcze przed
wymazaniem wszystkim pamięci. Chciała porozmawiać o przeszłości o której nikt
nie wie…
-Powiedzmy, że mam do ciebie interes… A
jako opiekun kupców powinieneś być tym zainteresowany, prawda?- Uśmiechnęła
się
-Owszem-Przytaknął- Ale przełóżmy tę
rozmowę na kiedy indziej. Teraz mam ważniejsze sprawy do zrobienia
-Wszystko rozumiem. Przyjdę, więc kiedy
będziesz sam-Powiedziała kierując się do wyjścia-Żegnaj Wioletto
-Do zobaczenia-Powiedziała cicho
Nie
wierzyła im… Po prostu czuła, że nie mówią jej prawdy… Nie wiedziała co tak
naprawdę Grace chciała od Tymona, ale na pewno nie były to jakieś interesy.
Czuła się z tym strasznie źle. Nigdy wcześniej nie znała tego uczucia. Uczucia,
które było dla niej tak obce i tak absurdalne… Jednak wiedziała jak nazywają je
śmiertelnicy… To była zazdrość… Dziewczyna była po prostu zazdrosna o Tymona co
oczywiście nie uszło jego uwadze. Nie wiedział on jednak dlaczego dziewczyna
zaczęła się tak dziwnie zachowywać.
-Moja drga wydajesz się być jakaś
przygaszona odkąd wyszła Grace-Powiedział smutno
-Ja?- Zapytała zdziwiona-Mylisz się Tymonie. Usiądziemy czy będziemy
tu tak stali jakbyśmy mieli gdzieś wyjść? -Zapytała
-C-co… A tak, tak-Powiedział kierując
się razem ze swoją towarzyszką w głąb pokoju, a konkretniej pod jego ścianę, gdzie
stała kanapa na której usiedli
Chyba
pierwszy raz nie wiedział co zrobić. Nie wiedział dlaczego dziewczyna nagle
zaczęła zachowywać się inaczej przecież nie zrobił nic takiego co mogło ją
urazić. Jedyne co robił to rozmawiał z Grace… Może to o to chodziło… Może to
właśnie rozmowa z boginią sprawiła, że Wioletta zaczęła się tak dziwnie
zachowywać. Nie wiedział jednak czy powinien o to pytać. Za żadne skarby nie
chciał jeszcze bardziej denerwować…
Szczerze
powiedziawszy i ona nie wiedziała co powiedzieć. Nadal czuła to dziwne uczucie.
Nadal była na niego zła, ale jednocześnie chciała go tu i teraz przytulić… To
na pewno było jakieś silne uczucie… Twórcy najzwyczajniej w świecie sobie z
niej drwią, a ona nie może nic na to poradzić… Czas mijał, a oni nadal milczeli
i wydawali się być coraz bardziej podirytowani…
-Powiesz mi w końcu co się stało?- Zapytał
spokojnie
Co
mogła powiedzieć? „Tak wszystko w porządku nie musisz się mną przejmować” W to
Tymon na pewno by nie uwierzył… Więc ma powiedzieć mu prawdę? A co jeżeli on
jej nie zaakceptuje, wyśmieje… Przecież to Tymon. On na pewno tego nie zrobi…
-Fiołku…- Zaczął
-Kocham cie…- Przerwała mu spuszczając
głowę
***
Ogrody akropolu zwane także ogrodami raju. Było to miejsce,
gdzie panował bezwzględny spokój nie tak przynajmniej mógłby myśleć ktoś kto nie
widział tego co działo się na samym końcu ogrodów… Właśnie tam stoczona została
walka pomiędzy rodzeństwem. Między bratem, a siostrą… Można spokojnie się
domyślić kto przegrał. Teraz Weronika. Bogini śmierci odpowiadająca za spokój duszy
leży wśród kwiatów wyglądając tak spokojnie, a zarazem tak tragicznie. W sumie
tego spotkania nie można było nazwać walką. To było zwyczajne morderstwo. Jeden
cios w plecy załatwił całą sprawę…
----------------
Och.. pociąga mnie wir wyobraźni i zainteresowania, gdy to czytam ;). Starałam się zarówno wczuć w życie bohaterów jak i posprawdzać błędy czy jakiekolwiek są;P. Z czystym sumieniem powiem, że niewiele znalazłam, a błędy są to tak nieznaczne, że nie ma co sobie tym zawracać głowy xd. Raz na pewno zdarzyła Ci się literówka, ale juz nawet nie pamietam jaka.. dobra... o błędach nie ma co mówić, wychodzę na czepialską się o byle co, a sama jestem ne lepsza xd. Jedyne co mogę dorzucić to, to, że dalej zazdroszczę Ci Twojego zasobu słownictwa i tego jak świetnie wszytsko opisujesz :P. Życzę powodzenia, jak zwykle, w tworzeniu kolejnych części, które już zaczynają mnie ciekawić.. Bo co się stanie dalej..? Aby sie dowiedziec muszę czekac na kolejny rozdział. Wspaniałą robota, oby tak dalej!
OdpowiedzUsuń