niedziela, 11 maja 2014

Dusza Wyroczni-XIII-Domator

Domator

Valentinie wysłuchał całej historii swojego przyjaciela i gdyby nie widział rozmówcy, nie uwierzyłby w żadne jego słowo. Zawsze widział w nekromancie kogoś potężniejszego od siebie, nie można ocenić czy jego przypuszczenia były trafne. Wbrew pozorom nekromanta własnymi rękoma walczy naprawdę rzadko. W każdym razie wampir nie widział tej osoby bardzo angażującej się w jakąś walkę. Jednak jedno mógł powiedzieć. Każdą, choćby najprostszą brał bardzo poważnie.
Nadal pamięta jak pierwszy raz zdarzyło mu się zaobserwować walkę Matthiasa. Właśnie wtedy nabrał do niego tak wielkiego respektu. Nie codziennie, przecież widzi się taki styl walki. Inni mogliby nazwać nekromantów tchórzami chowającymi się za trupami. Jednak taki ktoś zapewnie nie zastanawiałby się ile taka osoba poświęciła, by mieć to co ma.
Nekromanci zawsze byli postrzegani jako zło, przed spotkaniem wyroczni. Matthias prawie codziennie był zmuszany, by walczyć z paladynami, którzy za swoją misje uważali wyeliminowanie kogoś kto para się tą paskudną dziedziną. Jakież było zdziwienie na twarzy samego nekromanty, kiedy to pewna kobieta zaproponowała mu dołączenie do niej. Skuszony czekającym spokojem, zgodził się. Jednak już od samego początku było widać, że nie pasuje do reszty filarów. Zawsze był sam… Brzydzili się nim, ale nie wszyscy, wyrocznia zawsze potrafiła z nim spokojnie porozmawiać, a za jej śladem poszło parę innych filarów, którzy zaczęli być ciekawi nowego członka ich rodziny.
-Słyszę to co mówisz, ale nadal nie chce mi się w to wierzyć-Przyznał- Myślisz, że to mogli być paladyni? Wiesz… Cyrus wrócił, więc mógł na nich jakoś zadziałać
-Nie, nie-Pokręcił głową krzyżując ręce na piersi-Na pewno nie byli to paladyni, nie powiedzieli do jakiej organizacji należą, a sam wiesz jak te błazny lubią chwalić się kim są i jakie rangi osiągnęli, prawda?
Lord pokiwał jedynie głową przyznający tym samym racje przyjacielowi
Jakby nie patrzeć. Rozmowa jaką przeprowadzili nie przyniosła na pewno nic dobrego, wniosła natomiast kilka nowych wątków, a wśród nich był tajemniczy nowy przeciwnik.
Valentine już teraz widział, że z przybyciem boga, wszystko natychmiast zaczęło się komplikować, zaczął panować jakiś chaos. Cyrus najpewniej też zdawał sobie z tego sprawę. Jakby teraz na to spojrzeć, to zabicie Corneli było zwykłym popisem. Chciał pokazać, iż znów świat ma drżeć przed potęgą istot boskich
-Cornelia odeszła-Powiedział nagle po chwili ciszy-Czy byłaby szansa na…- Mówił niepewnie
-Nie kończ-Poprosił- Kiedyś już ci to chyba tłumaczyłem, prawda?- Zapytał ze smutkiem w oczach-Chcesz bym zrobił z niej jakąś kukłę, która nie posiada własnego rozumu
-Nie chce tego!- Powiedział natychmiast- Chciałbym tylko jeszcze raz z nią porozmawiać-Przyznał- Nawet jeżeli miałaby to być kłótnia-Uśmiechnął się lekko
Samo wskrzeszenie ciała dla nekromanty nie jest specjalnie trudne, może to robić bardzo szybko lub bardzo wolno. Czas zależy od tego jak bardzo dany sługa ma być użyteczny i silny. Z duchami jest jednak inaczej, ponieważ są one bezpośrednio połączone z bogami. Za jednego wskrzeszonego ducha trzeba poświęcić trzy niewinne dusze, tak przynajmniej jest w niepisanym prawie. Sprawy jednak wyglądają zupełnie inaczej trzeba się targować z bogami śmierci o to ile dusz trzeba poświęcić. Bywały takie przypadki, kiedy zażądali oni naprawdę wysokiej ceny, była nawet legenda opowiadająca o nekromancie, który chcąc odzyskać swoją ukochaną musiał zebrać sto dwadzieścia jeden kobiecych dusz, musiał zapłacić naprawdę wysoką cenę, by jego ukochana mogła wrócić do „życia” Legenda jednak nie wyjaśnia czy mu udało mu się w końcu spełnić warunek. Właściwie historia kończy się na wystawieniu przez boginię śmierci swojego asa. Warunek był prosty „Wygraj, a oddam ci ukochaną”
Matthias wiele razy zastanawiał się czy temu nieszczęśnikowi się udało, nawet przez kilka lat szukał dokończenia tej historii. Jednak zdawało się, że takowego nie posiadała. Laid sam przechodził przez to samo, umarła jego ukochana i chciał ją odzyskać. Jednak dzięki wyroczni nie musiał płacić, ona poprosiła, a bogowie spełnili jej prośbę. Nadal pamięta pod jakim był zdziwieniem.
-Kiedyś i tak się spotkacie-Powiedział cicho- Nawet bogom zdarza się umrzeć, wystarczy się tylko trochę postarać, prawda?- Zapytał uśmiechając się lekko
Valentine i tym razem nie odpowiedział. Jedynie uśmiechnął się i pokiwał twierdząco głową.
***
W tym samym zamku, a konkretnie w jego mniej używanej części znajdował się Alan, został poproszony o opuszczenie ciepłego pomieszczenia, w którym odbywała się rozmowa starych przyjaciół. Chciano w ten sposób uniknąć zbędnych pytań ze strony chłopaka, a zarazem nie chcieli go martwić tym jak sprawy obecnie wyglądają. Jest zwykłym śmiertelnikiem… Jest zbyt słaby, by mógł cokolwiek zdziałać.
Usiadł po turecku opierając się o jedną ze ścian. Wszystkie korytarze w tym zamku wydawały się tworzyć jeden wielki labirynt, w którym naprawdę można było się łatwo zgubić. Jednak Alan jeszcze tego nie zrobił, dobrze wiedział jak dotrzeć z powrotem pod ciepły pokój.
Leniwie rozglądał się po pomieszczeniu spec lanie dla niego oświetlonym. Było tak jak powiedział Valentine. On nie musiał mieć zapalonych świec czy nawet rozpalonego kominku, nie czuł chłodu bijącego od tych ścian, więc nie dbał o to… Zrobił, to tylko dla człowieka, dla tak kruchej istoty. Alan źle się z tym wszystkim czuł, nie wiedział kompletnie co ma myśleć. Jednego dnia nazywają go wyrocznia, a jakiś czas potem nawet nie chcą niczego powiedzieć… Czuł się bardzo bezsilny. Wiedział, że nie może nic zrobić, bo  na pewno skończy się to źle.
-Kim ja jestem?- Zapytał raczej sam siebie
Uśmiechnął się na jedną ze swoich myśli, chyba naprawdę zaczął wariować, skoro zaczął mówić sam do siebie. Jednak chyba można mu tę rzecz wybaczyć, prawda? Powinien był się załamać i tyle. Chciałby w to wszystko po prostu nie wierzyć, ale nie może tego zrobić. Widział wszystkie te rzeczy i potrzeba raczej cudu, by mógł o nich wszystkich zapomnieć. Jego życie tak naprawdę skomplikowało się z dnia na dzień, a on nie miał na to zbyt dużego wpływu… Chciał im tylko trochę pomóc. Jednak został wciągnięty w coś o wiele większego… Bał się swojej nadchodzącej przyszłości i martwił się zarazem o Adriana i Izabele, przecież nawet nie wiedział czy oni żyją, sam widział jak Cyrus z dziecinną łatwością zabija tamta kobietę… Właśnie! Cyrus, on też wziął go za wyroczni, więc to musi być prawda, nie ważne jakby była przerażająca. Zastanawiał się jakim cudem właśnie on jest wyrocznią, osobą, którą chcieli chronić dosłownie wszyscy. Nawet nie wiedział jaką była kobietą… Chciałby móc z nią porozmawiać i dowiedzieć się co ma robić… Jednak to jest niemożliwe.
Sam nie wiedział dlaczego, ale złapał się za serce. Nie bolało go, ale miał złudną nadzieje, iż to coś pomoże, miał nadzieje, że dzięki temu znajdzie odpowiedź choćby na jedno pytanie z tak wielu, które teraz go otaczały.
Podniósł się w pewnej chwili i ponownie zaczął wędrować po całkowicie obcym mu miejscu. Nawet nie wiedział jakim cudem jeszcze nikt nie znalazł tego zamku, przecież satelity, samoloty czy nawet ludzie musieli kiedyś go chociaż zauważyć. Postanowił się dłużej nad tym nie zastanawiać, uznał po prostu, że nie jest to teraz jego najważniejszy problem jaki bezpośrednio go dotyczy.
W pewnym momencie się zatrzymał patrząc na jedną ze ścian. Wisiał na niej obraz, który wydawał mu się  być znajomy, nie wiedział skąd, ale znał miejsce, które malarz namalował naprawdę realistycznie. Nie mógł powiedzieć, gdzie ono konkretnie jest, ale czuł, że kiedyś tam był „Czy to jedno ze wspomnień wyroczni?” Zapytał sam siebie w myślach, nie wiedział czy być przerażonym czy zastanawiać się jak można to dobrze wykorzystać.
***
Powoli otworzyła oczy przed którymi miała gwieździste niebo… Żyła, nie wiedziała jak to się stało, ale oddychała. Co prawda była obolała i to nawet bardzo. Jednak ten fakt nie był teraz najważniejszy, podniosła się ostrożnie i zmarszczyła czoło, ponieważ nie znała miejsca, w którym się znajdowała. Była na jakiejś plaży, a przed nią znajdowała się jakaś duża woda, nie mogła stwierdzić czy to było morze czy ocean. Szybko zaczęła się rozglądać w poszukiwaniu swojego przyjaciela. Miała szczerą nadzieje, że jest w tym samym miejscu co ona… A co ważniejsze miała nadzieje, iż jeszcze oddycha.
Nie zastanawiając się długo, poderwała się i wbiegła w las znajdujący się za nią. Jeżeli chce znaleźć Adriana musi przeszukać choćby najmniejszy zakamarek tej wyspy, dla zwykłego człowieka byłoby to pewnie trudne, ale ona nie jest śmiertelnikiem, więc długo nie powinno jej to zająć.
***
Groźne warknięcie wydostało się z jego gardła, był naprawdę zły na osobnika znajdującego się przed nim… To właśnie przez niego zginęła Cornelia, był tego niemalże pewien, a jeśli nawet tego nie zrobił to musiał w tym jakoś maczać palce. Adrian postanowił się nie ograniczać. Jest na tyle zdeterminowany, by zabić stojącego przed nim maga, który już niejednokrotnie uprzykrzał mu życie, nie ważne czy to było sto, dwieście czy nawet pięćdziesiąt lat temu… Wilkołak chciał zakończyć żywot tego szczura tu i teraz.
-Adrian…- Zaczął- Ja wszystko ci wytłumaczę, naprawdę-Powiedział ze kruchą w głosie
-Nie mam zamiaru tego wysłuchiwać-Powiedział, a w tym samym czasie jego oczy zaczęły przypominać raczej księżyc niż normalne ludzkie oczy
-Że też nie mogłeś obudzić się później…- Powiedział cicho
Normalnie Michael nie bałby się o wynik tego pojedynku. Jednak teraz były dwa czynniki, które działają na jego niekorzyść. Pierwszym z nich było przyzwanie smoka. Każdy wie, że te istoty są odporne na każdy rodzaj magii. Jednak dzięki odpowiednim artefaktom można je zmusić do posłuszeństwa, niestety owe przedmioty chłoną energie jak gąbka, a oni lecieli całkiem długo, jaki z tego wniosek? Verbrande jest kompletnie wykończony. Drugi czynnik pochodzi bezpośrednio od Adriana, wilkołaki to zwierzęta, bestie stworzone przez bogów do mordowania ludzi i zwierząt… Byli swego rodzaju czyścicielami jeszcze nim cywilizacja ludzka się tak bardzo skolonizowała świat. Pomimo swojego pochodzenia wcale nie byli zacofaną rasą, naprawdę wiele się nauczyli o uczuciach i z czasem coraz bliżej im było do ludzi niż do zwierząt. Wkrótce zaczęli posługiwać się uczuciami… Można powiedzieć, że to był jeden z największych błędów ich życia. Uczucia, a zwłaszcza te zbyt mocne powodowały powrót do wilczej formy, chyba nie trzeba wyjaśniać jak śmiertelnicy poczęli się zachowywać widząc takie coś? Wilkołaki uznały to za swego rodzaju karę od bogów, karę za to, że zaczęli pouchwalać się z kimś kogo mieli tępić, Akropol postawił warunek „Zgładźcie tysiąc ludzkich istnień, a pozwolimy wam żyć jak dotychczas” Nie posłuchali się tego, nie zabili tylu osób. Nawet nie chcieli tego robić. Oczywiście były przypadki, kiedy któryś z wilków nie wytrzymał, były to jednak rzadkie wypadki… Tak właśnie od wilkołaków odwrócili się bogowie. Ludzie jednak nie docenili tego miłosierdzia z ich strony, zaczęli na nich polować, a co za tym idzie i prześladować, poczęli się chować po lach… Nie mieli już naprawdę nic, oprócz naprawdę wielkiej siły fizycznej.
-A co mógłbyś wtedy zrobić, co?!-Warknął przekrzywiając lekko głowę- Mógłbyś nas wtedy spokojnie zabić? Myślałeś, że to będzie takie łatwe?!
Michael westchnął ciężko, spotkał się z taką sytuacją już nie raz i doskonale wiedział, że nawet nie ma co dyskutować ze wściekłym wilkiem. Wszystko byłoby jednak w porządku, gdyby tylko był w pełni sił, wtedy nie musiałby się bać, że skończy jako gryzak dla psiaka.
-Morgana naprawdę poskąpiła wam rozumu, prawda?-              Syknął
Doskonale zdawał sobie sprawę jak bardzo Adrian nie cierpi bogów. Jednak mag chciał w ten sposób pokazać, że wcale nie obawia nieuchronnego starcia. Najpewniej tylko to powstrzymuje teraz tę bestię przez rzuceniem się do szyi maga.
-Igrasz z ogniem Verbrande- Kolejne słowa, które coraz mniej przypominały ludzką mowę, a zwykłe warknięcia
-Ogień to dla mnie ni nowego-Uśmiechnął się szyderczo- Jeżeli chcesz to szybko zakończyć, wystarczy mnie teraz zaatakować, a potem gnić w ziemi, nie zapominaj, że jestem szóstym filarem, a ty tylko marną dziewiątką-W jego głosie można było wyczuć wyraźną kpinę.
Adrian już tego nie wytrzymał. Teraz w miejscu gdzie stał chłopak był ogromny wilk, którymi swoimi srebrnymi ślepiami patrzył na swą ofiarę. Już jego obnażone kły mówiły co ma zamiar zrobić z Magiem. Tym razem to nie były żarty. Wilkołaki po przemianie były naprawdę groźne. Adrian nawet walcząc z Cyrusem nie uległ transformacji, a przecież ten zabił Cornelie… Teraz trzeba się jedynie domyślić jaki żal ma do Michaela, skoro dopiero przy nim dokonała się przemiana, gdyby nie sytuacja w jakiej mag się teraz znajduje. Najpewniej byłby z siebie dumny, że do takiego czegoś doprowadził.
Verbrande oczywiście nie pozostawał obojętny i już za chwile w jego dłoniach płonęły dwie ogniste kule, którymi najpewniej mag rzuci, gdy tylko przeciwnik zacznie na niego szarżować. Jednak do tego czasu nie ma zamiaru ich używać.
I zaczęło się, bestia z impetem ruszyła na maga, jak można się domyślić ten trafił w niego, ale na jego nieszczęście wilkołak zdawał sobie nic z tego nie robić, oczywiście Michael przywołał jeszcze kilka podobnych broni jednak na jego obecnym poziomie mocy na za wiele nie mógł liczyć, gdy napastnik był tuż, tuż. Stało się coś czego nigdy, by się nie spodziewał, był uratowany. Przed nim ubrana w kolorową szatę stała Izabela, której dziewięć ogonów falowało w różne strony.
-Adrian… Opamiętaj się-Powiedziała spokojnie
Wilk teraz patrzył na kobietę przechylając lekko głowę z jednej strony na drugą, jego uczy tylko czasami lekko drgały to wszystko mogło dawać wrażenie, iż wilkołak naprawdę słucha kobiety. Jednak czy tak było naprawdę chyba nikt nie wiedział. Dla Michaela liczyło się tylko to, że Adrian nie chce go pożreć.
-Zastanów się czy taki śmieć jest godny tego byś go mordował
Z twarzy maga natychmiast znikła ulga, gdy usłyszał słowa lisicy. Już teraz wiedział, że skoro nie Adrian to z pewnością ona wyśle go na drugą stronę… Swoją droga musiał przyznać, że używają w stosunku do niego bardzo ciepłych słów. Teraz żałował, iż narażał własne życie, by ich uratować.
Właśnie tam, gdzie jeszcze przed chwilą stał wilk. Teraz leżał Adrian, który wyglądał na naprawdę wykończonego. Jak można się domyślić przemiana nie jest jedną z najprzyjemniejszych rzeczy. Niestety te, które pojawiają się po bardzo długiej przerwie są jeszcze boleśniejsze niż powinny, teoretycznie do przemiany powinno dochodzić każdej pełni. Jednak ta rasa znalazła sposób, by nie musieć tego przechodzić, a właściwie oni znaleźli kogoś kto dał im rozwiązanie.
-Niech ten drań się do mnie nie zbliża-Powiedział słabo-Jeżeli to zrobi to nawet ty mnie nie powstrzymasz…- Zagroził
-Słyszałeś!- Powiedziała nieco za głośno
Tak samo jak Arian, i Izabela wróciła do swej ludzkiej postaci, która co prawda była mniej zachwycająca, ale jednak była bezpieczniejsza.
-A teraz łaskawie nam powiedz gdzie jesteśmy i jak się tu znaleźliśmy?- Powiedziała udając spokojną, ale niezbyt jej to wychodziło
-Jesteście na oceanie atlantyckim, a konkretnie na mojej wyspie, w moim domu-Powiedział bez zawahania
-Więc to tu ukrywałeś się przez ten cały czas?- Zapytała rozglądając się
-Tak, całe trzysta lat… Choć byłby małe przerwy, ale nie większe niż rok
-Iza-Przypomniał o swojej obecności Adrian
-Ach, tak, tak-Powiedziała szybko wyraźnie chcąc wrócić do pytań, które miały dopiero paść-Dlaczego tu jesteśmy?
Mag przez chwile milczał, co mógł powiedzieć? Że ruszyło go sumienie i łaskawie przybył im na ratunek? Nie chciał się do tego przyznawać, ale niestety nie miał innego wyjścia. Wiedział, że to ich zaskoczy, przecież Verbrande w życiu nikogo nie uratował, nikim się nie przejmował na dłuższa metę.
-Poczułem się winny śmierci Corneli, dlatego przybyłem na miejsce bitwy i uciekłem razem z wami
Nie chciał używać słowa „Uratować” Ponieważ nie bardzo wiedział jak oni mogą na nie zareagować. On sam nie chciałby, być ratowany przez kogoś kto się tak zachowuje, niestety jasnym jest, iż właściwie to zrobił, nawet bez używania tego słowa jest to bardzo oczywiste i tylko kompletny idiota nie zdawałby sobie z tego sprawy.
Adrian i Izabela popatrzyli po sobie niepewnie.
***
Siedział na swoim miejscu, które bezapelacyjnie od bardzo dawna do niego należało, dobrze pamiętał kto koło niego siedział. Jednak teraz nie ma nikogo obok niego, dopiero na końcu stołu znajduje się jego brat, który teraz ze znużeniem przejeżdża wzrokiem po wszystkim obrazach w sali. Zapewne także wspomina czasy, kiedy byli tu całą ósemką… Tak, byli wtedy nazywani czarną ósemką, boskimi katami. Co prawda nadal na dźwięk ich imion osoby pamiętające drżą. Jednak te nowe nawet nie zdają sobie sprawy z tego, iż istnieją takie byty.
-Wiesz po co cię szukałem?- Zapytał nagle
Nataniel uniósł głowę i spojrzał na Seunga, pokiwał przecząco głową tym samym dając mu do zrozumienia, iż nie ma nawet najmniejszego pojęcia, dlaczego tu jest. Oczywiście tym samym liczył na jakieś wyjaśnienia, ale nie musiał ich dostawać, nie mógł również zażądać, w zasadzie nie może nic zrobić póki Seung mu nie pozwoli.
-Ehh… Jak zapewne wiesz, Cyrus jeszcze nie wrócił, a kwestią czasu jest nim Orion lub reszta tej hołoty zorientuje się, iż nie ma go na akropolu-Powiedział poważnie- Jak wiesz, jako pierwszy bóg chce z nim porozmawiać w tym miejscu. Jestem ciekaw co ma mi takiego do powiedzenia. Zastanawiam się jak zareaguje na czyny, których się dopuściłem
-Razem się dopuściliśmy-Poprawił go tym samym naprawdę wiele ryzykując
Seung uśmiechnął się lekko na chwile
-Tak, chyba masz racje. Razem zabiliśmy własne rodzeństwo, całą trójką… Jak myślisz? Będzie miał jakieś wspomnienia, nawyki?
Trzysta lat to teoretycznie nie jest długi czas dla boga. Jednak spędzając go na akropolu czują się dokładnie tak jakby minęło co najmniej trzy tysiące lat. Była to jedna z zagadek tego miejsca, ale nie najważniejsza, ponieważ ta, a raczej te siedzą zamknięte za specjalnie chronionymi drzwiami, tak by nie mogłyby się wydostać. Brzmi okrutnie, prawda? Kara odosobnienia za coś na co nie miało się choćby najmniejszego wpływu… Tak, bogowie są niesprawiedliwi i samolubni.
-Jeżeli Cyrus nadal będzie sobie tak mizernie radził, będę zmuszony posłać cię na ziemie byś mu pomógł-Oznajmił nagle
Nataniel jedyne co zrobił to ukłonił się. Wiedział, że akurat w tej kwestii nie ma za wiele do powiedzenia. Seung rozkazał, więc zadanie musi zostać wypełnione, szczerze powiedziawszy Nataniel już przygotowywał się do wizyty na ziemi. Wiedział, iż Cyrus nie poradzi sobie z takim zadaniem… Ten bóg jest po prostu zbyt dobry, by wypełnić misje.
***
Kolejny stary cmentarz jaki przyszło im odwiedzić, nie byli z tego powodu jakoś specjalnie szczęśliwi, ale narzekać też nie mogli. Nie byli nauczeni tego robić. Zawsze wykonywali polecenia swojego mistrza, więc i tym razem, gdy tylko dostali zadanie. Zorganizowali się i ruszyli, by mieć to wszystko za sobą, nie wiedzieli czy ta misja będzie trudna, czy może wręcz przeciwnie i będzie zadziwiająco łatwa. Było tak jak zawsze, mieli kogoś unicestwić.
-Jesteś pewna, że to tutaj?- Zapytał rozglądając się niepewnie
-Tak… Myślę- Przyznała dość niepewnie-Numer dwa nauczył mnie jak wyczuwać moc naszego celu, ale…- Zamilkła
-Ale?- Zapytał dociekliwie
-Kompletnie nic tutaj nie wyczuwam… Jednak jestem pewna, że to właśnie miejsce, które wskazał nam mistrz-Przygryzła dolną wargę
-Ehh… -Westchnął- Więc się rozdzielamy… Wy idziecie tam-Wskazał szybkim ruchem ręki- A ja w przeciwną stronę, chyba nie muszę mówić, że w przypadku odnalezienia celu natychmiast się informujemy, prawda?- Zapytał raczej patrząc na olbrzyma niż na drobną kobietę stojącą przed nim
Rozdzielili się, ale nadal nie było pewnym czy odnajdą swój cel… Teoretycznie nawet nie wiedzą jak wygląda, ich wiedza ogranicza się do położenia i rasy tej istoty, nie mają zabić jakiegoś zwykłego człowieka, ponieważ to byłaby zwykła strata czasu, ich celem jest wampir, który rzekomo mieszka na tym cmentarzu. Kompletnie nie mieli pojęcia dlaczego mistrz chce się go pozbyć, ale nie dyskutowali.
Wiedział jak bardzo wyróżniali się w tym miejscu, on sam miał włosy koloru srebrnego, a do tego dochodzi jego towarzysz, który wygląda jak wielka góra mięsa, zaś kobieta chyba była najbardziej normalna z nich wszystkich, nie różniła się praktycznie niczym od pozostałych ludzi , można spokojnie powiedzieć, że trochę jej tego zazdrościł.
Zatrzymał się przed wrotami do jednej z rodzinnych krypt, nie pasowało mu coś w niej, sam nie mógł do końca stwierdzić co to było, może przeczucie? W każdym razie uniósł dłoń do góry, a wkrótce z końcówek jego palców zaczął wydobywać się srebrny był, który zapewne był dobrze widoczny w całego terenu cmentarze, było to i może mało potajemne zawiadomienie towarzyszy, ale raczej nie ma tutaj nikogo kogo musieliby się bać.
-I co o tym myślisz?- Zapytał, gdy ponownie byli w komplecie
-Sedrik, właśnie znalazłeś nasz cel-Powiedziała w pełni przekonana
-Świetnie!- Rzekł uradowany- Wielkoludzie rozwal te drzwi-Wydał rozkaz
Chłopak był wyższy rangą, więc takie coś było dla nich w pełni normalne. Mężczyzna nawet się nie zawahał i swoją potężną pięścią roztrzaskał drzwi w drobny mak, a gdy to zrobił uleciał z nich jakiś różnokolorowy pyłek, podejrzenia Tali się sprawdziły, były one zapieczętowane jednak zabezpieczenie nie wytrzymało siły z jaką zaatakował jej towarzysz.
-Ja i Talia idziemy, a ty tu zostań-Powiedział wchodząc do krypty
-Co?!-Ryknął-Dlaczego nie mogę iść z wami?- Zapytał zdenerwowany
Chłopak zatrzymał się i natychmiast wrócił do swojego towarzysza, właśnie dlatego tak bardzo nie lubił wykonywać z nim misji, może i miał wielkie mięśnie, ale ten najważniejszy był daleko w tyle za resztą…
-A jak masz zamiar tam wejść, co?- Zapytał wskazując na przejście, które było zdecydowanie za małe-Robię to dlatego, że jesteś zbyt wielki olbrzymie
Dopiero po takich słowach mogli ruszyć schodami w dół do miejsca, gdzie zapewne przebywa wampir. Miał nadzieje, że półgłówek wytrzyma i nie zechce za nimi iść… To byłaby prawdziwa katastrofa, ponieważ  niektórych korytarzach tego miejsca i oni się nie mieścili, bardzo było widać, iż ten kto tu mieszka nie miał zamiaru nigdy wychodzić.
-Przepraszam cię za niego-Powiedziała w pewnej chwili Talia
-Naprawdę nie masz za co przepraszać-Uśmiechnął się lekko-Przyzwyczaiłem się już do tego jaki nasz towarzysz jest
Kobieta na jego słowa jedynie się uśmiechnęła
W końcu dotarli, co prawda było kompletnie ciemno, ale im to nie przeszkadzało, mieli zdolność widzenia w mroku, w którym spędzili naprawdę bardzo dużo czasu, z pozoru pomieszczenie wydawało się być kompletnie puste, kompletnie nic. Nawet jednego mebla, na pewno byli pewni, że są we właściwym miejscu, ponieważ tu moc wampira była najbardziej wyczuwalna.
Skinęli głowami dosłownie w tym samym czasie, kobieta wyjęła niewielką fiolkę, w której znajdowała się jakaś czerwona substancja. Nie była to krew, ale swego rodzaju wabik na wampiry, który sprawiał, że natychmiast chciałby wbijać kły w istotę, która ma taką pachnącą krew.
Wystarczyła jedna kropla, która padła na ziemie, by w pomieszczeniu rozległ się stłumiony krzyk, popatrzyli po sobie, a następnie na klapę, która znajdowała się na ziemi, a która teraz usilnie próbowała być otworzona przez jakąś istotę. Jak można się domyślić owa klapa była zapieczętowana i to najpewniej potężniejszym zaklęciem niż drzwi.
Sedrik wyjął srebrną szable, które ostrze najpewniej błysłoby przy choćby najmniejszym świetle, nie zastanawiał się co ma zrobić. Wbił ostrze w klapę, a ono zdawało się topić. Jednak nic nie ubywało z jego masy, po ostrzu ściekały srebrne strumyczki, które znikały pod klapą. W pewnej chwili chłopak wyjął ostrze, a następnie pstryknął palcami, nie trzeba było czkać na reakcje. Już po chwili mieli przed sobą wampira, którego ręce, nogi były przekute srebrnymi szpikulcami.
Srebrno włosy ze stoickim spokojem podszedł do swojej ofiary, która teraz w swoich oczach miała jedynie szaleństwo, nie wiedzieli co prawda ile wampir był w zamknięciu, ale musiało to być na tyle długo, by cała krew z jego ciała znikła.
Lekko dotknął ostrzem szabli, klatkę piersiową mężczyzny, a dokładnie w tamtym miejscu pozostał srebrny ślad, który w błyskawicznym tempie zaczął stawać się coraz większy i większy. Jeszcze nim wyszli widzieli jak ich cel stał się zwykłym srebrnym posągiem bez życia… Teraz byli pewni, iż zadanie zostało wykonane.
---------------- 
(Talia)
Tak jak obiecałem rozdział pojawił się w niedziele ^ ^
Muszę przyznać, że jestem z niego bardzo zadowolony. Nie sądziłem, że jestem napisać tak szybko taki długo rozdział Rozdział XIII jest na razie najdłuższym jaki napisałem
W każdym razie zapraszam do komentowania : )